środa, 15 września 2010

piątek, 3 września 2010

010. Westerplatte - rekonstrukcja

Z racji urodzenia i zamieszkania mam nieco większy sentyment do tego miejsca. Miejsca, którego obco brzmiąca nazwa znana jest każdemu z Polaków. Oczywiście na Westerplatte byłem wielokrotnie, o różnych porach roku, i z rodziną i sam na odbywających się tam uroczystościach.

W tym roku postanowiłem wybrać się na Westerplatte dokładnie w 71 rocznicę wybuchu II Wojny Światowej. Tym, co skłoniło mnie do zarwania nocy i dotarcia na miejsce o godzinie czwartej rano była inscenizacja ataku na placówkę "Prom" przeprowadzona przez grupy rekonstrukcji historycznej w reżyserii Bogusława Wołoszańskiego. Z powodów podpisywanych kwitów i współpracy ze służbami PRL-u, ten lubiany przeze mnie autor, potrafiący robić dobre i ciekawe programy, wyjaśniające tajniki historii dwudziestowiecznych konfliktów i wojen, przyciągający przed odbiorniki nawet ludzi niezbyt zafascynowanych historią, w ostatnim czasie był rugowany z obecności na antenie państwowej telewizji.

Dość dobrze zrobiona rekonstrukcja, opatrzona komentarzem słownym, okraszona efektami pirotechnicznymi, pokazująca zarówno żołnierzy polskich jak i niemieckich w mundurach z września 1939 roku uzbrojonych w broń z tego okresu mogła się naprawdę podobać i nie wiem jak komu - dla mnie była rewelacyjna.

Zaczęła się dokładnie o godzinie 4.45 - co miało oddać nastrój końca letniej nocy. Naprzeciw Westerplatte zacumowała fregata Marynarki Wojennej, co miało pokazać, jak niewielka odległość dzieliła atakujących miażdżącą siłą Niemców od słabo uzbrojonych obrońców. Fregata ustawiona była co prawda w innym miejscu niż kiedyś "Schlezwig - Holstein", aby oglądający widowisko mogli ją bezpośrednio zobaczyć.

Poniżej kilka klatek z rekonstrukcji (jakość kiepska bo to klatki z filmu):





Przyznaję, że chciałem wybrać się z moimi odnogami od piekła, które zdążyłyby jeszcze na rozpoczęcie roku szkolnego, jednak zapowiadane tłumy ludzi odciągnęły mnie od tego pomysłu. I w sumie słuszna była to decyzja, bo oglądających było kilka tysięcy osób i albo ja nic bym nie zobaczył, albo oni. Ponad połowę z przybyłych stanowili młodzi ludzie w harcerskich mundurach.

Inscenizacja odbywała się przy sztucznym niebieskim świetle, rozjaśniana co czas jakiś jaskrawymi wybuchami. Oddawało to bardzo dobrze historię, jednak ograniczało odbiór szczegółów. Byłbym naprawdę szczęśliwy, gdyby takie inscenizacje odbywały się również w dzień, w czasie weekendu, żeby rodzice mogli pokazać swoim dzieciom kawałek historii, która nie powinna ulec zapomnieniu.