poniedziałek, 31 stycznia 2011

018. Matura to bzdura

Są dwa, jakże różne typy postrzegania osób piszących w internecie. Dla ludzi czytających wiadomości na portalach internetowych, którzy przy okazji rzucą okiem na komentarze wpisywane pod artykułem, internauci jawią się jako banda frustratów, nie znających języka polskiego i nie potrafiąca sformułować własnych myśli. Gdyby nie automaty cenzurujące - większość wpisów zawierałaby same wulgaryzmy, lub hasła w stylu tych pisanych na murach, że "Kaśka jest gupia" czy "Arka kurwy".

Jest też druga grupa internautów piszących w internecie, do których udaje się dotrzeć jedynie nielicznym, buszującym po sieci. To blogerzy i tzw. "dziennikarze obywatelscy". Różnica między pierwszymi i drugimi polega jedynie na tym, że o ile ci pierwsi publikują pod "swoim" adresem blogowym, o tyle ci drudzy skupiają się w serwisach zajmujących się właśnie dziennikarstwem obywatelskim. Piękna polszczyzna, ciekawe podejście do tematu, bijąca po oczach pasja i przedstawianie własnego punktu widzenia oraz zainteresowań powoduje, że powstają wirtualne znajomości oraz "lubiani autorzy", chętnie czytywani przez innych internautów.

Łatwo można przyzwyczaić się do czytywania, komentowania czy nawet polemiki z kimś, do którego (poprzez jego teksty) coś czujemy. Co to właściwie jest? Dla każdego jest to pewnie coś innego - dla mnie jest to pewnego rodzaju podziw i uznanie kogoś za osobę wartą zainteresowania.

Czy żeby ładnie i interesująco przedstawiać swoje myśli trzeba mieć maturę? Raczej nie, znam bowiem kilka osób bez matury potrafiących ciekawie i z dużą znajomością określonych tematów rozmawiać. Czy ktoś po maturze musi być w ogóle rozgarnięty? Niekoniecznie. :-)

Pamięta ktoś może tłumaczenie towarzysza Jana Winnickiego, granego przez Gajosa w serialu "Alternatywy 4" dlaczego tu mówi co innego a w telewizji coś dokładnie odwrotnego? Zapadło mi w pamięci zdanie: "Ponad połowa nie rozumie nawet dziennika telewizyjnego".

Czy dziś jest inaczej? Każdy z czytających uśmiechnie się z niedowierzaniem, jeśli powiem, że z wiedzą i inteligencją naszych obywateli jest znacznie gorzej niż za czasów PRL-u. Społeczeństwem głupim łatwo manipulować, a ja osobiście uważam, że większość społeczeństwa jest głupia. Czy można nie wiedzieć co to jest PKP lub PKS, będąc kilka lat po pomyślnie zdanej maturze? Można!

Zachęcam do poświęcenia kilku minut na obejrzenie - naprawdę WARTO!!!



Czy można nie wiedzieć, kto napisał "Pana Tadeusza" albo też gdzie dzieje się jego akcja?




Projekt powstał dzięki trzem młodym ludziom z Trójmiasta i co tydzień publikowane są nowe odcinki. Jeśli komuś spodobało się udowadnianie, że matura to bzdura i szkolnictwo mamy na takim poziomie (nauczycieli dobrych - tylko materiału do szkolenia brak) jakie mamy społeczeństwo - zapraszam na stronę autorów

http://maturatobzdura.tv/

gratulując im pomysłu i życząc wielu jeszcze prostych pytań, na które otrzymają skomplikowane odpowiedzi. :-)

sobota, 22 stycznia 2011

017. Spacer nad Atlantyk

Chciałem rozpocząć cykliczne i w miarę regularne korzystanie z tego bloga w momencie zakończenia żywota pierwszego. Bo i polityką zajmować się po drodze nie zamierzam, choć - jak znam życie (a znam!!!) - okazji do rozmów o polityce nie zabraknie :-), ani czasu na prowadzenie dwóch zapisów nie chwatit.

Czemu tu, a nie na Onecie? Tam nie mogę wkleić aktualnych "postępów" z wycieczki, posługując się dynamiczną mapą, mam ograniczenia w publikacji zdjęć, nie mogę pisać wyrazów uznawanych przez bezduszny system za brzydkie, nie każdy też zainteresowany będzie takimi wariactwami, jak opisy zachowań ludzkich i spostrzeżenia postrzelonego faceta.

Skąd pomysł? Od jakiegoś czasu umyślałem sobie, że wartało wybrać by się było do Santiago de Compostela. Stamtąd do przylądka Finisterre to jak splunąć. Sporo osób - zarówno tych wierzących jak i zdeklarowanych ateistów - wybiera się corocznie na wędrówkę po hiszpańskich drogach, gdzie celem głównym jest droga, wyciszenie, ujrzenie innego świata i otaczających każdego ludzi i miejsc.

Jakże różni się to od pielgrzymek do Częstochowy, które jak dla mnie przypominają spędy baranów. (urażonych przepraszam)

Sam jestem osobę wierzącą, jednak nie aż takim fanatykiem, żeby treść moich duchowych przeżyć zależała od odmówienia koronki o piętnastej w miejsce rozmowy z człowiekiem przy piwku.

Zamierzałem się tam wybrać już w zeszłym roku, jednak paskudne złamanie (nie, nie moje) pokrzyżowało mi skutecznie plany.

Można wsiąść w samolot i blisko 800-kilometrową trasę pokonać z Saint Jean Pied de Port, na granicy francusko - hiszpańskiej w około miesiąc. Nigdy jednak nie szedłem na łatwiznę, choć czasem gorzko za to płaciłem. Umyśliłem sobie w swoim małym rozumku, że na taką pielgrzymkę wyruszę "ad portas", czyli od progu własnego domu. Wychodziło mi nieco ponad 3 tysiące kilometrów, więc trasę taką można pokonać w 90 dni.

Zamierzałem wyruszyć w połowie kwietnia, kiedy pogoda pozwala już na w miarę komfortowe nocowanie pod namiotem, gdyż jest chyba zrozumiałe, że nie miała być to podróż pod tytułem "Po hotelach i pensjonatach Europy". Inną rzeczą jest, że w tym czasie nie będę pracował, a nie mogę zostawić swoich bez grosza przy duszy, ni tez wziąć kredytu na spełnianie swoich zachcianek.

Styczniowa wiadomość o beatyfikacji Jana Pawła II nieco zweryfikowała moje plany i terminy. Skoro i tak idę na pieszo, to czemu do jasnej choinki nie zahaczyć o Rzym?
To tylko kilka kilometrów więcej. ;-)))

Muszę wyruszyć 15 lub 16 marca, żeby zdążyć do Rzymu przed 1 maja. Stamtąd do Santiago de Compostela jest nieco bliżej niż z Gdańska. Jeśli się spóźnię, to też nic wielkiego się nie stanie, ogłoszą go błogosławionym bez mojej obecności. :-)

Popiszę trochę o przygotowaniach sprzętowych i psychicznym nastawieniu (to mam wspaniałe!), a chwilowo wrzucam mapkę z zaplanowaną pierwszą częścią trasy.