poniedziałek, 12 maja 2014

97. Cudze chwalicie...

Jak zmieścić dwa tematy w jednej notce? Można co prawda napisać dwie osobne notki, ale kiedy tematy te są powiązane, jest to takie sobie rozwiązanie. Jeszcze ktoś czytający drugi raz o podobnej rzeczy pomyśli sobie, że autor staje się nudny i monotematyczny.

Wyjdzie coś długiego, ale trudno...


Po pierwsze - podziękowania dla Pana Prezydenta! Prezydent podpisał ostatnio ustawę, nowelizującą prawo wodne. Niby nic, bo wszystkie ustawy wchodzące w życie potrzebują podpisu prezydenta. Tym jednak razem ucieszyła mnie wiadomość, że nowelizacja znosiła zakaz i że projekt taki złożył do sejmu sam Bronisław Komorowski (jego kancelaria, ale mniejsza o szczegóły techniczne).

Pół litra temu, kto przeczytał ustawę z przepisami dotyczącymi polskich rzek i zbiorników wodnych. Po co zwykłemu zjadaczowi chleba taka wiedza i jakie zakazy mogą go dotyczyć?

Nowelizacja znosi zakaz jazdy rowerem po wałach przeciwpowodziowych i umożliwia budowę na nich ścieżek rowerowych. Każdy przyzna, że zakaz był idiotyczny, chociaż jego skutki odczuwali przede wszystkim wędkarze, dojeżdżający jednośladem do ulubionych miejsc, w których biorą taaakie ryby. :-)

W ciągu ostatnich lat wzrosła u nas zdecydowanie liczba rowerów i dziś można zobaczyć zupełnie inne obrazki z udziałem jednośladów, niż jeszcze 20 czy 30 lat temu. Zamiast chłopa lub kobieciny zasuwającego na rozklekotanej "Ukrainie", z siodełkiem na sprężynach i z siatkami na kierownicy do sklepu w sąsiedniej wsi po codzienne zakupy (asortyment zakupów był zdecydowanie różny dla kobiet i dla mężczyzn, ten ostatni zdecydowanie częściej był w szklanych opakowaniach ;-) ), widać dziś całe rodziny z dziećmi w kaskach, na nowiutkich rowerach trekkingowych, góralach i BMX-ach, zażywające rekreacji na mniej uczęszczanych szlakach.

Takiego właśnie stanowienia prawa bym sobie od polityków życzył. Zamiast wprowadzać następne durne zakazy i nakazy, niech się lepiej wezmą za "wyczyszczenie" postsocjalistycznych ustaw z takich idiotyzmów. Podejrzewam (choć nie czytałem jeszcze nowej ustawy), że prawo wodne nie zezwala jeszcze na ten przykład na łatwe pojawienie się barek mieszkalnych w polskich miastach (vide barki nad Sekwaną), Wypożyczenie czy wyczarterowanie barki turystycznej w Polsce bez specjalnych uprawnień jest już możliwe od niespełna roku, ale nie jest to jeszcze tak popularna forma turystyki jak we Francji, Belgii, Holandii czy Niemczech, ze względu na brak infrastruktury przy nabrzeżach na drogach śródlądowych. Infrastruktura kiedyś była, ale lata socjalizmu i centralnego planowania zrobiły z niej karykaturę czegoś użytecznego, a przemiany ustrojowe doprowadziły do ruiny.

No, to pierwszy temat z głowy. :-)

Długi majowy weekend sprzyja odpoczynkowi na łonie natury. Organizuje się w tym czasie sporo imprez plenerowych, koncertów na świeżym powietrzu, lub też ludzie uciekają po prostu gdzieś na działkę, do ogródka czy w inne fajne miejsce, żeby posiedzieć przy grillu i cieszyć się wiosenną pogodą. No, chyba że leje, ale to już siła wyższa.

W sobotnie popołudnie w lokalnej stacji radiowej usłyszałem o odbywającej się właśnie niedaleko imprezie pod nazwą "Żuławski Tulipan". W Mokrym Dworze niedaleko Pruszcza Gdańskiego od kilku dni układana była z około miliona główek kwiatowych tulipanów kompozycja tematyczna, przedstawiająca w tym roku św. Jana Pawła II.

Fotkę zapożyczyłem z www.miastonaplus.pl
Nie była to impreza religijna - po prostu kanonizacja była wydarzeniem wartym upamiętnienia. Czy ktoś zgadnie, co było tematem w 2012 roku?

Fotkę zapożyczyłem z www.dziennikbaltycki.pl
Żeby oglądać takie kompozycje w pełnej krasie, nawet mój wzrost nie wystarczy. W czasie weekendu ustawione było specjalne podwyższenie, z którego widok przedstawiał się mniej więcej tak, jak widać na pierwszym zdjęciu oraz można było skorzystać ze strażackiego wysięgnika, z którego wszystko widać tak, jak na drugiej fotce.

Niestety, podczas weekendu byłem poza Gdańskiem, ale wyłowiłem czujnym uchem informację, że instalacja postoi jeszcze z 10 dni. I słusznie, bo układało ją koło 500 osób w kilka dni. Policzyłem szybko: jedna osoba musiała ułożyć koło 2000 tulipanowych główek.

We wtorkowe popołudnie miałem wreszcie czas, żeby zobaczyć nietrwały owoc pracy tylu ludzi. Jak w którymś z komentarzy zauważyła Uleczka, nie wszyscy mają potrzebę gonić po świecie - ja taką potrzebę mam. I nie chodzi tu tylko o sam fakt zobaczenia czegoś. Gdyby tak było, wybierałbym autokarowe objazdówki z napiętym programem zwiedzania. Jasne jest więc, że wycieczka z Gdańska do Mokrego Dworu była piesza.


Część przedwojennych kamienic na gdańskiej Oruni czeka pewnie smutny los.



Inne może czekać rewitalizacja, jeśli tylko znajdą się fundusze. Kiedy patrzę na przedwojenną dbałość o detale architektoniczne: gzymsy, wykończenia okien czy kamieniarkę i porównuję to z dzisiejszymi pudełkami, w których nie ma nic charakterystycznego, to smutno mi się robi.


Gdzieniegdzie widać, gdzie przed 1945 rokiem był sklep kolonialny. Swoją drogą dzisiejsza farba złazi już po dwóch latach - technika poszła do przodu, czy też koncerny dbają o rynki zbytu? Zbyt trwała pralka, telewizor, czy nawet farba, to przecież strata potencjalnego klienta.


Wał wzdłuż kanału Raduni jak i samo wykończenie ścian kanału zmienił się od czasu, kiedy wędrowałem tędy w stronę Rzymu. Przez trzy lata zrobiono ścieżkę pieszo - rowerową i uporządkowano trawniki, a ściany kanału wyłożono klinkierem. Pojawiły się nowe barierki, więc dzieci nie trzeba już prowadzać na smyczy. Szkoda tylko, że przez parę kilometrów nie ma ani jednego kosza na śmieci. Kasztany kwitną - już za moment matury.


Dzięki obwodnicy południowej i autostradzie A1, ruch na jednej z głównych dróg prowadzących do miasta zdecydowanie zmalał. Jednak budynki stojące tuż przy jezdni, mimo że zabytkowe i wyremontowane, dalej stoją puste.


Nie wiem, czy nie było kasy na zburzenie starego domu, czy też durne przepisy nie pozwalają na rozebranie rozpadającej się rudery z dziurawym dachem. Stawiam na to drugie, choć na zabytek to mi nie wygląda.


Wszystko zależy od punktu widzenia. Dla mnie ten znak oznacza, że wyszedłem z miasta. Dla kierowców dla których jest postawiony oznacza, że są już prawie na miejscu. :-)


A taki znak? Ten jest co prawda z całkiem innej bajki, ale skoro o znakach mowa... ;-)))


Wędrując po Żuławach, bardzo często można natknąć się na kanały. O, Holendrzy i Menonici! Chwała wam za zagospodarowanie tych terenów setki lat temu. Wtedy co prawda nie były one tak zapuszczone i zarośnięte i nie unosił się nad nimi tak przykry zapaszek, ale za to po nas archeologia dostanie dużo więcej obiektów do badań. Kanistry, butelki, opony, puszki i inne przedmioty zostawiane w rowach melioracyjnych będą świadczyć o naszej kulturze. Hmmm... Kulturze?


Można podnieść wzrok znad nieczyszczonych rowów melioracyjnych i podziwiać kwitnący na żółto rzepak. W oddali widać Gdańsk, więc nie ma szans zabłądzić.


Nie widać Gdańska z kominami elektrociepłowni i charakterystyczną wieżą kościoła Mariackiego? Cóż, może mam lepszy wzrok, lub aparat jest słabszy... A teraz?

 

Doszedłem na miejsce, choć końcówka drogi była mało ciekawa. Tuptałem dość wąską drogą bez poboczy, o sporym natężeniu ruchu, żeby przekroczyć kanał Czarna Łacha i dojść do celu mojej wycieczki. Chwała gminom w różnych częściach kraju za to, że za niewielkie w sumie pieniądze stawiają czasem tablice, na których opisana jest w skrócie historia miejscowości, ciekawostki z nią związane lub atrakcje turystyczne w okolicy, które warto zobaczyć.

W Mokrym Dworze również stała taka tablica. Jako że fotka jest w pomniejszeniu, garść informacji zwykłą czcionką:

Kilka słów o historii...

Mokry Dwór, którego historyczna nazwa to Nassenhuben, jest żuławską wsią o starożytnych tradycjach osadniczych, poświadczonych przez znalezisko archeologiczne. Najstarsza pisana informacja na temat wsi pochodzi z 6 lipca 1336 roku. 28 sierpnia 1347 roku Mokry Dwór lokowany był przez Krzyżaków na prawie chełmińskim. Najbardziej znani właściciele wsi to Wardenowie, Conradi, Proenen, Schwartzwald i Bauer. Około 1550 roku ewangelicy wybudowali we wsi nowy kościół, który stanowił część dworu Johanna Werdena. Mokry Dwór znany jest jako jedyna z wsi na Żuławach Gdańskich, w której istniał przez szereg lat zbór Braci Czeskich, oraz ewangelików reformowanych (kalwinów). W 1834 roku wieś przeżyła powódź i znaczne zniszczenia w dawnym dworze, a w latach 1798-1827 działał browar i gorzelnia.

W roku 1980 oraz 2001 Mokry dwór nawiedziła kolejna powódź, przez co pół wsi zostało zalane, dzięki zaangażowaniu i pomocy mieszkańców pracujących przy zabezpieczaniu wałów rzeki "Motława" i kanału "Czarna Łacha" udało się uniknąć przerwania wałów.

Ciekawostki:

  • w roku 1768 opisano w dziele botanicznym przetacznik bagienny, który w okolicach Gdańska spotyka się w tej wsi,
  • w Mokrym Dworze urodził się, jako syn miejscowego kaznodziei kalwińskiego wybitny przyrodnik, geograf i podróżnik Johann Georg Adam Forster (nie mylić z Albertem Forsterem, który za czasów Wolnego Miasta Gdańska został tu przez Hitlera importowany, na szczęście czasowo - dopisek własny),
  • pracował tu wybitny kaznodzieja Braci Czeskich Piotr Figulus,
  • W Mokrym Dworze urodził się też kolejny wybitny teolog i naukowiec, syn Piotra Figulusa, Daniel Ernst Jabloński,
  • w miejscowym dworze w czasie wojny północnej nocowali królowie August II i Stanisław Leszczyński, oraz car Piotr I,
  • istniała tu szkoła rzemieślnicza, stanowiąca część fundacji "Conradinum",
  • w roku 2011 miejscowy punkt skupu mleka został odremontowany i zaadoptowany jako świetlica wiejska (mieści się w nim też przedszkole, sądząc po odgłosach wydobywających się stamtąd - dopisek własny),
  • od 2009 roku w maju odbywa się tu jedyne na świecie Święto "Żuławski Tulipan". Podczas 3 dni imprezy wszyscy chętni mieszkańcy Mokrego Dworu oraz całej Gminy Pruszcz Gdański zbierają się na miejscowej łące by z główek milionów tulipanów układać przepiękne dywany.
Warto zobaczyć:

  •  coroczne święto "Żuławski Tulipan"
  • odnowiony dom z 1848 roku
  • ruiny starego mostu na Motławie


Kiedy znalazłem łąkę z instalacją, dywanem, czy też kwiatowym kobiercem byłem zupełnie sam. Niestety, podwyższenie było już rozebrane i mogłem zrobić fotki jedynie z wysokości Mojej Wysokości. ;-)



Dobrze widać jedynie herb Pruszcza Gdańskiego. To zielone, to - jak widać - tulipanowe liście.


Po trzech dniach od ukończenia kobierca wetknięte w mokry piasek główki tulipanów nie prezentowały się już okazale...


... choć z pewnej odległości całość robiła jeszcze duże wrażenie.


Jedną z pierwszych moich myśli (wiadomo - facet) było: czemu ścinają główki i wtykają je w piach, skoro można było zasadzić cebulki poszczególnych odmian tulipanów i kwiatowy kobierzec mógłby cieszyć oczy o wiele dłużej? Przecież w wielu miejscach robi się kwiatowe i roślinne herby miast, okolicznościowe napisy i inne tego typu cuda.

Dopiero później zaskoczyłem, że tulipan jest rośliną wieloletnią i trzeba w pewnym momencie ściąć kwiat, żeby cebulkę "zahibernować" na następny sezon. Kwiaty i tak trafiłyby na kompost... A tak jest i dobra zabawa i co roku można ułożyć coś innego. Nie jestem specjalistą od kwiatków ale myślę, że różne gatunki tulipanów rosną na różną wysokość, więc mój pierwotny pomysł był jedynie bardzo uproszczoną teorią. :-)

Wracałem do Gdańska wzdłuż Motławy. Droga ciągnie się wśród meandrów rzeki i jest nią poprowadzony czerwony szlak turystyczny. Znakowanie nie jest najlepsze, ale też nie było mi do niczego potrzebne. Po drodze widać było pola z resztkami rosnących jeszcze różnokolorowych tulipanów.


We wsi Krępiec jest podobna tablica jak w Mokrym Dworze, ale tym razem daruję sobie jej zamieszczanie. Wzdłuż rzeki usypane są wały przeciwpowodziowe. Póki co, nie wolno po nich chodzić, ani tym bardziej jeździć na rowerze. Jedynie rodziny z dziećmi mogą na nich miło spędzać czas.


Indywidualisty też nikt nie przegoni z trawy rosnącej na wałach. No, chyba że ktoś spróbuje... ?


W starych domach z muru pruskiego ciągle mieszkają ludzie. Może to kwestia prawa własności, że wszystko to wygląda tak, jak wygląda. Czy w tym kraju potrzeba aż tylu plenerów do kręcenia przedwojennych filmów?


Przeszedłem pod nowym wiaduktem obwodnicy południowej Gdańska. Mosty wantowe są charakterystyczne dla inwestycji prowadzonych w ostatnich latach. Gdańsk ma swój, Wrocław też, a Most Siekierkowski w Warszawie należy w ostatnich czasach do najczęściej fotografowanych - zwłaszcza nocą.


Z jednej strony nowoczesność, z drugiej kawałek przedwojennego Gdańska. Ulica Przybrzeżna przez lata mało się zmieniła. Może tylko bruk nieco głębiej osiadł.


Wycieczkę zakończę przy Bramie Nizinnej, otwierającej wjazd do Grodu nad Motławą od południa. Brama ma pecha, bo przez lata nie może doczekać się remontu. Jest to jedyna z historycznych bram Gdańska, przez którą cały czas odbywa się ruch samochodowy. Zdjęto już na szczęście zabytkowe wrota, które nie dostały tak po dupie od wrażych kul i pocisków, co od błota i soli sypanej na jezdnię.


Czy warto było przejść się na taki 27-kilometrowy spacer? Moim zdaniem warto, bo gania człowiek po całym świecie a fajne rzeczy ma tuż pod nosem. :-)

Długie mi to wyszło jak diabli, ale trudno - bardziej skrócić się nie dało. Resztę zostawię sobie na następny raz.

22 komentarze:

  1. Mironie! Ależ żeś dal popalić. Wszyscy przyzwyczajeni do krótkich i treściwych notek, a niektórym wystarcza sam lead, a Ty artykuł długi, jak w w niegdysiejszych "Kontynentach":-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami człowiek musi, inaczej się udusi...;-)

      Pomyślałem sobie, że czasem wcale nie trzeba szukać daleko, kiedy fajne rzeczy ma się tuż pod nosem (nie taki matołek był z tego Koziołka). Staram się być patriotą lokalnym i myślę, że takie właśnie poznawanie swojej okolicy, pewnych ciekawostek i przekazywanie ich innym ma jakiś sens.

      Po drugie, naprawdę cieszy mnie, kiedy robi się coś fajnego w lokalnych społecznościach. Przechodziłem po drodze przez wieś Radunica, gdzie co jakiś czas poustawiane były drewniane ławeczki i takież instalacje dla dzieci. Mogły sobie pograć w kółko i krzyżyk na odwracanych tabliczkach, postukać w różnej długości zawieszone drążki i zobaczyć, że każdy z nich wydaje inny dźwięk, czy pograć w warcaby. To nie było zrobione dla turystów, tylko właśnie dla miejscowych. :-)

      Usuń
  2. Najbardziej zachwycily mnie tulipany!!!
    Szkoda, ze wybylam z Gdanska!
    Serdecznosci
    Judyta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam Ci się Judytko, że sam po raz pierwszy zobaczyłem tyle tulipanów za jednym razem. To jeszcze nic; wiele razy oglądałem zdjęcia z całymi polami tulipanów z Holandii, a nie miałem pojęcia, że u nas na Żuławach też można oglądać takie widoki, grosza na wojażach oszczędzając. :-)

      A żeś z Gdańska wyjechała, to fakt że szkoda.

      Usuń
  3. Jest nadzieja, że zostanie wytyczona ścieżka rowerowa wzdłuż falochronu Portu Północnego i na pirsie węglowym ;)
    Na zdjęciu widać jeszcze "zieleniak", dźwig Kone w Stoczni Gdańsk i budynek dworca głównego :)
    Orunia jako ubogi krewny Wrzeszcza ;) pewnie też doczeka się rewitalizacji, póki co, obecnie trwają takie prace we Wrzeszczu Dolnym.
    W dobie planów trzyletnich i pięcioletnich wielkim wydarzeniem była budowa jednego biurowca - zieleniaka, dzisiaj buduje się jednocześnie kolej metropolitalną, tunel pod Martwą Wisłą, duże węzły drogowe, obwodnice, wiadukty, przeprowadza się rewitalizację obiektów (np. Kościół Św. Jana) i dzielnic. Człowiek wyjedzie na chwilę z Gdańska, a po powrocie traci orientację, bo niczego już poznać nie może. Nie róbcie tak :)





    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Falochron i pirs już raczej morskiemu prawu podlegają, ale też trudniej na nich policji się zasadzić, to może i wytyczą, jak już tor formuły F1 wybudują. ;-)))

      Budynku dworca raczej nie widać, jest za to wieża ratusza, kościoła św. Katarzyny i hotelu Hewelius.

      Z tego co wiem, choć dawno tam nie byłem, to zrewitalizowano już okolice ul. Gościnnej na Oruni. We Wrzeszczu na Wajdeloty również się dzieje, a słyszałem, że Łąkowej też niedługo nie poznam. I dobrze, bardzo mnie to cieszy.

      Masz rację, że inwestycji ostatnio cała masa. Wracając w marcu z lotniska (a nie leciałem już ponad rok) ze zdumieniem zauważyłem, jak bardzo zmienił się tam krajobraz i jak się posunęli z budową torów. Jak ktoś nie jechał ze trzy lata tramwajem do Nowego Portu też się mocno zdziwi. :-)

      Dzięki za wizytę. :-)

      Usuń
    2. "Jak ktoś nie jechał ze trzy lata tramwajem do Nowego Portu też się mocno zdziwi."

      Zgaduję: wzrosła drastycznie cena biletu, na wysokości stadionu jest mijanka i tramwaje oczekują 30 min. na zwolnienie toru, wyboje na torowisku zmuszają motorniczego do ograniczenia prędkości do 10 km/h, letniewiacy pobierają myto, nieszczęśni pasażerowie, którym udaje się dojechać do Nowego Portu po godz. 20-ej, informowani są przez motorniczego, aby raczej nie opuszczali tramwaju i bezpiecznie zaczekali do rana ;) . No, nie wiem chyba mocniejszych wrażeń nie masz na myśli ;)

      Usuń
  4. Długośc tekstu imponująca. To nawet ja nie piszę takich długich wypracowań.
    Ale przebaczę Ci, bo wszystko z sensem i też mnie interesuje.
    Będzie w punktach:
    1. Taka ścieżka rowerowa wzdłuż Wisły zachwyciła moich synów , synową i starszego wnuka, bo bardzo dużo poruszają się rowerami.
    2. Przepiękny "Żuławski tulipan" - piekna akcja i też z tych zdrowych, bo wymaga ruchu.
    3. Stare domy "umierają" w całym kraju. W moim mieście jest mnóstwo takich domów. Aż żal patrzeć. A obok wyrastają potworki.
    4. Jak wysiadłeś na stacji w Ciechanowie to widziałeś pewnie stary drewniany, niszczejący dom. Był przepiękny, ale pewnie spróchnieje do końca i zapadnie sie w ziemię, Kocham stare domy i wydaje mi się, że na starość cierpią tak jak ludzie. I tak jak ludzie mają swoje historie, często tragiczne..
    5.Też dużo wędruję pieszo /jak na swoje lata oczywiście/ więc widzę jak bardzo Polska jest zanieczyszczona - wszędzie pełno śmieci wyrzucanych do lasów, rowów, albo na pola.
    6. Gdy jechałyśmy z Luaną do Ciechanowa podziwiałyśmy żółte pola rzepaku - pewnie też na nie zwróciłeś uwagę...
    7.Jeśli czytasz mojego bloga nie tylko z doskoku, to z pewnością zauwazyłeś, że też zachwycam się polskimi krajobrazami, miasteczkami i wioskami. Bo mamy naprawdę piękny kraj!!!
    8. Komentarz do długiego tekstu nie mógł być krótki. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam się Stokrotko miła, że nawet jak się samorządy wezmą za budowę ścieżki rowerowej wzdłuż Wisły, to będzie to wyglądało tak, jak z naszymi autostradami - tu kawałek, tam kawałek, a między nimi polna droga. Poza tym nasi urzędnicy mają za przeproszeniem tak ciężką dupę, że nie pomyślą, że przy tak długiej ścieżce potrzebne są co jakoś czas punkty postoju z ławeczkami choćby, bo o takich fanaberiach jak kraniki z wodą to nawet nie marzę.

      W Ciechanowie jak wysiadłem i zszedłem z peronu, to aż się obejrzałem, czy na pewno dobrze wysiadłem. Straszy ta buda jak nie wiem co, choć mieszkańcy się już do niej przyzwyczaili - w końcu stoi tam "od zawsze". :-)

      Mnie może boli nawet nie to, że stare budynki czasem się burzy i na ich miejsce stawia nowe. Bardziej fakt, że na miejsce czegoś ładnego stawia się nowy, ale jednak klocek bez wyrazu. Nie twierdzę, że wszystkie stare domy, czy kamienice należy traktować jak zabytki, ale można by w tym nowym zachować pewne detale, nawiązujące do pierwowzoru.

      Wiem, że dużo piszesz o naszych zabytkach i miejscach, które warto zobaczyć. Część Twoich postów przekuwa się u mnie w zamierzenia. Chyba kiedyś zrobię sobie listę takich zamierzeń i będę po kolei odkreślał. :-)

      Usuń
  5. Vulpian de Noulancourt13 maja 2014 07:46

    1. Dwadzieścia siedem kilometrów to dystans, który budzi szacunek. Też niby chodzę na spacery, które sam uważałem za długie, ale przecież nie mogę się nawet równać z takim wynikiem.
    2. To, że wiele domów jest zaniedbanych, a niektóry wręcz się sypią może wynikać z tego, że właściciele są biedni. Oczywiście, nie musi to być jedyne wytłumaczenie, ale zwykle pierwsze ciśnie się na usta.
    3. Tworzenie wielkich obrazów z kwiatów to rodzaj szaleństwa. Pozytywnego, ale to jednak działanie na tyle mało popularne, że dość ekstrawaganckie.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie każdy mój spacer odbywa się na takim dystansie, choć przyznać muszę, że póki co takie spacery nie są dla mnie nadmiernym wysiłkiem. Zwłaszcza, jeśli idę bez plecaka, a w plecaczku mam tylko US G.I. poncho i czteropak piwa. :-) Tym razem cel wymagał takiego dystansu i było to do przyjęcia. Przy braku pogody albo bym podjechał, albo zrezygnował.

      Ja tu widzą trzy przyczyny takiego stanu rzeczy i powolnego niszczenia "substancji mieszkaniowej":
      1. Własność: część jest komunalna, a tam jak wiadomo nie ma pieniędzy na porządne, czy też kapitalne remonty. Najwyżej przyślą pana Zdzicha z ADM-u z młotkiem, żabką i drutem i ten coś tam połata.
      2. Mieszkańcy: jeżeli nawet budynek jest prywatny, a mieszka tam 70-letnie małżeństwo, to na pewno nie będą oni w nic inwestować, chyba że muszą wymienić jakiś piecyk, bo nie działa i zimno. Jeżeli coś po kopnięciu się domyka, to jest OK.
      3. Mentalność: Jeżeli coś jest wspólne, to jest niczyje. Mogę sobie wymienić okna na nowe na własny koszt, bo to będzie tylko u mnie, ale zrzucał się na malowanie klatki czy elewacji na pewno nie będę. ;-)))

      Te dywany z kwiatów przypominają mi mandale. Są tak samo nietrwałe, ale przez jakiś czas cieszą oko i wzbudzają szacunek dla włożonej pracy i artystycznego zmysłu. :-)

      Usuń
  6. Odpowiedzi
    1. Oj, miło to było, szkoda że mi rusztowanie rozebrali. :-)

      Usuń
  7. Dzień dobry

    Dobrze, że znowelizowano prawo wodne. Możę wreszcie uda sięzrealizować moje (skryte) marzenie uruchomienia rejsów po Motławie od Zielonej Bramy do Grabin Zameczek (przed II wojną światową takie rejsy odbywały się regularnie).

    Co do mennonitów i ich wkładu w zagospodarowanie Żuław napisałem przed chwilą notkę u Bezetki więc nie będę się powtarzał, powiem tylko, że ich wkład jest mocno przeceniony!

    Co do rozpadających się domów to masz rację - jest to kwestia prawa własności a dokładniej "nic nie robienia" przez odpowiednie organy miasta! Jakiś czas temu napisałem w naszej gazecie osiedlowej artykuł ze zdjęciami pokazujący czym różnią się domy komunalne od domów zarządzanych przez wspólnoty mieszkaniowe (oczywiście na niekorzyść "komunalnych"). Od tego czasu nic się w Gdańsku nie zmieniło! Dom, który pokazałeś na zdjęciu na 99,99% jest domem komunalnym (pozdrowienia dla dyrektora GZNK:))

    Pozdrawiam

    Krzysztof z Gdańska

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pływałem kilka lat temu kajakiem po Motławie. Niestety, byłem z dzieckiem, więc trasa była tylko od Baszty pod Zrębem do Żurawia i dokoła wyspy spichrzów. Są już wyznaczone szlaki kajakowe, ale rzeczywiście, prócz tramwajów wodnych żadnego cyklicznego połączenia, a zwłaszcza w tamtą stronę nie ma.

      Czytałem u Bezetki, jak również artykuł, na podstawie którego to pisała i muszę przyznać, że mogę częściowo przyznać Ci rację. Chodzi o fragment, jak to powojenna propaganda Mennonitów wykorzystywała w przeciwwadze do Niemców.

      Inną sprawą jest, że przywieźli oni najnowsze jak na tamte czasy technologie, które zastosowali na najtrudniejszych terenach. Również ich liczba nie była aż taka mała, a pracowitość wręcz imponująca.

      Nie ma sensu roztrząsać, jak wydawane są pieniądze w firmach komunalnych a jak w przypadku prywatnych właścicieli. Jak widać na jednym ze zdjęć, część dachu jest nowa - pewnie była dziurawa jak sito. Ale zamiast pokryć na nowo cały dach, zrobiono jedynie kawałek. Tak działają ADM-y, bo jest taniej. To, że jest to bez sensu to już nie jest ważne. :-)

      Usuń
  8. Nie pytam jak długoście zabawili na wernisażu. Domyślam się, że organizatorka zadbała o to, aby gościom nie zabrakło czasu nie tylko na podziwianie jej pięknych prac, ale także, by nie zabrakło go, na podzielenie się przy stole obrad;) swoimi wrażeniami, co by utrwalić artystyczne przeżycia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stół stał już na samym wernisażu. Co to za podziwianie sztuki bez kieliszka wina w ręku? Czasem w takich sytuacjach może rozpraszać chrupanie rzeczy w stylu słodycze, czy jakieś drobne cudeńka do zakąszania, ja jednak nie zauważyłem, żeby był z tym jakiś problem.

      Co do dzielenia się wrażeniami, to muszę wszystko wprzódy przetrawić, bo mam taką przywarę, że mówię zawsze to co myślę, a dopiero później zastanawiam się czy wypadało. Tu mi się udało wstrzymać z uwagą na temat kształtu kieliszka u Bonda. Nie pił z koniakówki, ale taka uwaga może być skierowana albo do kogoś, kto Cię dobrze zna, albo później, w odpowiednim momencie. Inaczej słabo to wygląda. ;-)))

      Usuń
  9. Wydawało mi się, że lubię piesze spacery, ale połowa tego dystansu stanowi dla mnie granicę, po której nie jest to już spacer lecz walka o życie :)
    Piękne są nowe ścieżki na wale Raduni, za to widok przydrożnej Orunii (mojej dzielnicy), przygnębia jak zawsze. Ufam, że to się rychło zmieni. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Orunia to też trochę moja dzielnica. Moja własna prywatna babcia mieszkała niedaleko kina Kosmos i bywałem w nim czasami. Miejmy nadzieję, że zabytkowa część Oruni odzyska swój blask i to nie tylko z wierzchu, jak to zrobiono przy wizycie de Gaulle'a. :-)))

      Usuń
  10. Przeszłabym się z Tobą chętnie na taki spacer :))) Gdybyś nie napisał jak to jest z tym ścinaniem kwiatów, wyszłabym z Twojego bloga ze smutną myślą o ogromnym marnotrawstwie kwiecia. Może i upamiętnienie, może i wydarzenie, jednak kwiatów mi szkoda, bo mogłyby być piękne dłużej.

    Podobał mi się spacer pośród tych starych domów. U nas tak właśnie chodziłoby się po Kazimierzu, choć w większości miejsc historię zatarła komercja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym wypadku byłbym rad, gdyby w życie niektórych kamienic wkroczyła komercja. Niechby je sprzedali i w miejscu, gdzie przez dziesięciolecia był sklep, nadal odbywał się handel. Widać, że masz nieco męski punkt widzenia w myśleniu, bo my zawsze najpierw sensownie, a dopiero później ładnie. :-)

      Usuń
  11. Ciekawie opisane. Czekam na jeszcze więcej.

    OdpowiedzUsuń