czwartek, 24 marca 2011

023. Pierwszy nocleg


Na zewnątrz minus trzy (-3) a w środku całe 0,3 na plusie!!!

Dopiero po tygodniu dorwałem się do prądu, za to zasięg sieci mam fatalny. Jestem za Janowem Wielkopolskim i idzie się całkiem przyjemnie. Chwilowo skrobię notatki w kapowniku (o ile pióro nie zamarza - a tak się już zdarzyło). Postaram się chwilowo wrzucać dygresje z trasy, na opis i wrażenia przyjdzie czas później.

czwartek, 3 marca 2011

022. Niby zwykły chiński badziew - ale...

Nabyłem drogą kupna na Allegro zwykły plastikowy gadżet wyprodukowany - jakże by inaczej - w ChRL. Gadżet nazywa się "latarka indukcyjna" i kosztował mnie całe 4,50 zł plus koszty przesyłki. Nie jest to majątek i rzecz może nie warta byłaby nawet wspomnienia gdyby nie refleksje, które zaczęły mi w głowie kiełkować.


Latarka działa na zasadzie indukcji magnetycznej Faradaya i jest wykonana z półprzezroczystego materiału. Na zdjęciu może dobrze tego nie widać, ale jej budowa jest prosta jak budowa cepa. Wystarczy potrząsać nią przez 30 sekund, powodując przesuwanie magnesu przez cewkę, a wytworzona siła elektromotoryczna jest w stanie naładować kondensator w takim stopniu, że jest on w stanie zasilać diodę LED przez około 20 minut.

Dlaczego o tym piszę? Nie jestem przecież ani ekologiem, ani też moja fascynacja gadżetami nie odbiega od normy, obowiązującej dla przeciętnego faceta. ;-)

Jedną rzeczą jest to, że latarka przyda mi się podczas mojej wycieczki, kiedy dostęp do zdobyczy cywilizacji a w szczególności do sieci elektrycznej będzie bardzo utrudniony. Z drugiej zwróciłem uwagę na niewątpliwe zalety umieszczenia prostej konstrukcji w półprzezroczystej obudowie (mogłaby być przezroczysta - byłoby super).

Ileż to osób męczyło się na fizyce zgłębiając jakieś zasady i wkuwając wzorki, jako jedyną pomoc "wizualną" mając jakieś bazgroły na tablicy. Większość osób, które nie potrzebują takich wiadomości do wykonywanej pracy dawno już wszystko z tej wiedzy przykryła nowymi, przydatnymi umiejętnościami.

Widziałem ostatnio ogromny bilboard, sfinansowany przez fundusz ochrony środowiska czy jakąś inną rządową agendę o treści w stylu: "Chroń środowisko naturalne". Nic to, że do jego wyprodukowania zużyto mnóstwo papieru i za wywieszenie zapłacono ogromne pieniądze. Przynajmniej wiemy, co mamy robić. ;-)

A gdyby tak zamiast nic nie przynoszących akcji zafundować dzieciakom w wieku szkolnym takie lub inne gadżety? Zwłaszcza chłopcy z podstawówki czy gimnazjum zaineresowani byliby np. ładowarką do komórki na korbkę. To, że przy okazji nauczyli by się czegoś z fizyki jest sprawą równie ważną.

Jakoś nie jestem pozytywnie nastawiony do akcji, gdzie za bateryjkę wyrzuconą do śmietnika dostaje się mandat w wysokości 500 zł. Z pewnością jednak kibicował byłbym akcjom, gdzie za przyniesienie np. 25 zużytych baterii otrzymuje się jeden akumulatorek, wytrzymujący 500 ładowań bez znacznego spadku pojemności. Ale mądrych akcji u nas ze świecą szukać.

450 tysięcy złotych na plakaty? Czemu nie! Ale 100 tysięcy latareczek dla uczniów? Za trudne!

Dla dorosłych może być to doskonała zabawka do samochodu. Kiedyś woziłem w bagażniku latarkę na "wsiakij pażarnyj słuczaj". I kiedy taki w nocy mi się zdarzył okazało się, że latarka nie działa, bo baterie siadły. Z taką jak ta nie miałbym problemu. :-)