czwartek, 28 lutego 2013

60. Podatek od łopaty?

Nic mnie już chyba w tym kraju nie zaskoczy. Każdy kolejny idiotyzm przyjmuję z coraz większą obojętnością...

Wszyscy z niedowierzaniem i nawet uśmiechem przyjmują rewelacje dotyczące idiotycznych interpretacji urzędów skarbowych, działań komorników zajmujących majątek bogu ducha winnych ludzi mających takie samo nazwisko jak dłużnik, czy gigantycznych kar za wycięcie drzewa, czy wymianę płotu na nowy. Bo nas to nie dotyczy, a cóż można powiedzieć na głupotę urzędniczego aparatu?

Ale już koniec z jednostkowymi przypadkami. Wszyscy będziemy przestępcami.

Otóż Naczelny Sąd Administracyjny stwierdził, że korzystanie do wykonania pracy ze służbowych narzędzi, będących własnością firmy podlega opodatkowaniu.

Logika sądu była taka: jeśli do wykonania obowiązków służbowych wykorzystujesz samochód służbowy, to powinieneś zapłacić od tego podatek. Dlaczego? Gdybyś wykorzystywał do wykonania własny samochód i komputer, to wynagrodzenie płacone przez pracodawcę musiałoby być wyższe i jako osoba fizyczna zapłaciłbyś wyższy podatek. Logika na poziomie mojej młodszej odnogi od piekła...

Nie wiem jak policzą podatek od korzystania ze służbowych komputerów w firmach, gdzie ze względu na wrażliwość danych (banki, wojsko, policja i 1000 innych) jest zabronione używanie nawet pendrive'ów i płyt, że o własnym komputerze nie wspomnę.

Przychodzi, dajmy na to, pan Zdzichu, który wykopać ma rów pod ułożenie kabla czy rur z wodą. Jeśli korzysta z firmowego szpadla, to powinien zapłacić od tego podatek. Jeśli przychodziłby do roboty z własnym, pewnie za usługę zażądałby więcej. I zapłaciłby większy podatek. A jak policzyć zwiększenie pensji o czynnik narzędzi? Są przecież wypożyczalnie narzędzi i do stawki za pracę mógłby doliczyć koszt wypożyczenia łopaty.

Nie przypomina to nieco osławionej już sytuacji z wyprowadzaniem psa sąsiadce?

Pan Zdzichu płaciłby grosze, najwyżej kilkanaście złotych rocznie. Ale co ma zrobić ktoś, kto do pracy potrzebuje walca drogowego, stutonowego dźwigu lub odrzutowca, bo tak się składa, że jest pilotem?


Proponowałem już kiedyś wprowadzenie płatnych znaczków na listy elektroniczne. Jeszcze nie uchwalili elektronicznych opłat za każdego e-maila, ale czekam cierpliwie. Dojdą i do tego, w końcu list to list...

Teraz chciałbym zaproponować jeszcze dwie rzeczy (kieruję się równie pokrętną logiką co nasze sądy):

1. Podatek od dojazdów do pracy. Skoro ktoś mieszka 15 kilometrów od zakładu pracy, to musi do niego jakoś dojechać. Na piechotę się nie da, więc za dojazdy musi płacić. Logiczne? Ktoś inny, pracujący na tym samym stanowisku w tej samej firmie mieszka rzut beretem od fabryki. Ten drugi za pracę dostaje relatywnie więcej, nie wydając na przejazdy. Logiczne? Zaoszczędzone pieniądze są więc przychodem, od którego musi zapłacić podatek.

2 Podatek od promocji. Pani A i B kupują w różnych sklepach. W sklepie pierwszym są promocje, w drugim nie ma. Czyli jedna wyda mniej, a druga więcej. Toż to podatkowy przychód, od którego należy odprowadzić podatek...

Nigdy nie korzystałem ze służbowych telefonów do rozmów prywatnych. Po prostu nie lubiłem zawracania dupy z zaznaczaniem, które rozmowy są prywatne, a które służbowe. Pod drugie - może nawet ważniejsze - nie chciałem, żeby panie rozliczające sprzęt miały dostęp do numerów na jakie dzwonię prywatnie. Bo i po co to komu? Samochodem służbowym poruszałem się w celach prywatnych - i owszem - ale w granicach przyzwoitości. Jadąc do pracy zahaczyć o przedszkole? Żaden problem i zero wyrzutów sumienia, jeśli służbowe auto trzyma się pod blokiem.

Nie ma sensu upraszczać podatkowych przepisów. Cóż by wtedy robiły watahy urzędników i sędziów? Lepiej zajmować się ubojem rytualnym i związkami partnerskimi dla tych, którzy nie chcą wziąć ślubu.


Dobra, lecę do Ikei, bo mi wszystkie kuleczki z koniny wykupią...

25 komentarzy:

  1. w Polsce ciągle coś wymyślają żeby nam tylko utrudnić życie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem uproszczenie przepisów podatkowych dałoby większe wpływy do budżetu i zmniejszyło nerwowość obywateli. Niestety, sejm nie ma czasu na takie pierdoły jak podatki, bo zajmuje się ważniejszymi sprawami...

      Trzeba by też zwolnić mnóstwo biurokratów i bezrobocie by wzrosło. Swoją drogą to ciekawe, ilu pracujących Polaków utrzymuje jednego urzędnika? O tym ilu pracujących wypada na emeryta mówią, a na biurokratę jakoś nie... :-)

      Usuń
  2. zimno jest mojemu pieskowi i trzęsie się a jest obcięty u fryzjera.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie znam się na zwierzętach, ale psia moda wywołuje u mnie uśmiech, zwłaszcza jak ubranko musi być dopasowane do torebki lub czapki właścicielki. :-)

      Usuń
  3. Jest takie prawo fizyki które mówi że każdej akcji towarzyszy reakcja.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czekam na partię, która zaproponuje zamiast dobrobytu i dodatków dla wszystkich proste jak drut przepisy i brak możliwości kombinacji i odpisów. Jeśli się taka nie pojawi, to głosuję na największych ekstremistów z najmniejszym poparciem. Wszystko jedno jakich. :-)

      Usuń
  4. A może po prostu trzeba wrócić do epoki przednarzędziowej? ;-) Zamiast jednego pana Zdzicha do kopania rowu weźmie się jeszcze jego paru kolegów i własnymi łapkami będą ziemię drążyć? Bez łopaty, bez podatku. I bezrobocie się zmniejszy ;-) Albo zamiast jednej księgowej z komputerem do liczenia wypłaty usiądzie siedem pań księgowych. Z długopisikiem. I odświeżą sobie sposoby mnożenia i dzielenia pisemnie, bo kalkulatorów też nie będzie.

    Co do podatku od promocji... podobno są przepisy, że nie można mieć w sklepie włączonego radia, bo ktoś mógłby usłyszeć jakąś reklamę i dokonać zakupów jednych na niekorzyść innych (nie wiem, czy to prawda, ale słyszałam). A usłyszałam, bo znajoma nie mogła się nadziwić, gdy w sklepie zobaczyła kartkę z napisem: "Proszę nie słuchać" położoną obok grającego sielskie melodie odbiornika radiowego :-))))

    Super te przepisy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pan Zdzichu z kolegami pewnie by sobie radę dali i bez szpadli. Gorzej z księgowymi. Ty myślisz, że one potrafią jeszcze liczyć "na piechotę"? Że dałyby radę równo powpisywać cyferki? Ja jakoś w to wątpię... :-) Szczerze mówiąc, to oprócz mnie samego znam jeszcze tylko jedną osobę, która potrafi pisemnie wyciągnąć pierwiastek kwadratowy z dowolnej liczby z dowolną dokładnością. Chyba taka umiejętność nie jest już potrzebna.

      Dużym sklepom opłaca się nadawać własne audycje promocyjne. Taką taśmę z muzyką przerywaną co piosenkę reklamą puszcza się w kółko przez tydzień, tzn. dopóki są aktualne promocje. :-)

      Usuń
    2. Wyciąganie pierwiastka musiałabym sobie przypomnieć, to może bym poradziła. Z wypłatą nawet bez przypominania by poszło :-) /pod warunkiem, że można byłoby sprawdzić aktualne stawki składek ZUS, bo to już mi trochę umkło/
      Ale jak sobie pomyślę, ile trwałoby wyliczenie ręką ile "na rękę" dla pracownika... he, he...

      Usuń
    3. Nie ma nic złego w korzystaniu z narzędzi. Ale jestem zdecydowanym przeciwnikiem nie uczenia pewnych rzeczy, które przydają się wtedy, kiedy narzędzi nie będzie. Można kroić chleb elektryczną krajalnicą lub kupować krojony. Ale trzeba nauczyć się ukroić kromkę chleba nożem, bo nie zawsze udogodnienia będą. :-)))

      Usuń
  5. u mnie są tylko służbowe telefony i tylko służbowe samochody, czyli w ogóle nie mam życia prywatnego, jestem non stop na służbie;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty się dziewczyno nawet nie przyznawaj, bo się z podatku nie wypłacisz do końca życia! ;-))) Służbowe narzędzia do wykonywania pracy? Na trzy etaty? (3 razy po 8 godzin). To Cię skasują...

      Usuń
    2. w nosie ich mam, w zysk wkalkulowany jest... podatek;)))

      Usuń
  6. I co, w końcu podzielisz mój pogląd o państwie?
    W tym państwie obywateli się jedynie toleruje. Państwu (czyt. kaście biurokratyczno - oligarchicznej) są potrzebne pieniądze. Te są z podatków. Super byłoby, gdyby można było obywać się bez obywateli, ale jednak ktoś musi napełnić koryto = zapłacić podatki. Więc z tego względu istnienie obywateli jest tolerowane.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W większości się z tobą zgadzam, tylko do tej oligarchii zawsze miałem mieszane uczucia. Bo oligarchów powinno być niewielu i potężnych. A u nas mamy co firemka, urzędzik czy nawet przychodnia - to kacyk. Biurokracja - i owszem, ale reszta kojarzy mi się bardziej z jakimś systemem kacyków plemiennych. :-)

      Usuń
    2. A to nie o oligarchach piszesz, tylko o baronach. Owszem, są mniej potężni, czasami nawet udaje się udawać, że grozi im wymiar sprawiedliwości. Owszem, coś tam zapadnie, ktoś kogoś ułaskawi i wszystko znów jest po staremu.
      Oligarchowie są ponad te wszystkie polityczne spory. Nam się wydaje, że jak czytamy gazety, to wiemy co się dzieje. Że jak należymy do lokalnego związku hodowców papużek, to działamy dla dobra lokalnej wspólnoty, a głosując wpływamy na kształt kraju. Wydaje nam się, że z tego torcika, który jedzą możni tego świata, nam spadają choćby okruszyny. A tak naprawdę, do siedzimy z nosem przyklejonym do okna cukierni i liżemy szybę :)

      Usuń
    3. Może być i o baronach. Bardziej chodzi o to, że pani Krysia z przychodni, pan Kaziu z magistratu uważają się na bardzo lokalnym podwórku z Bóg wi co, choć mogą jedynie utrudnić życie w ograniczonym zakresie.

      Do czytania gazet trzeba włączać filtr lub czytać jedynie "życie gwiazd" lub podobne bzdury. To można całkowicie ufnie, bo wszyscy wiedzą, że są tam jedynie bzdury. Przy systemie partyjnym nie ma szans, żeby rządzili nami ludzie porządni - do władzy dopchają się jedynie zasłużeni. Możni tego świata nie są aż tak wszechmocni, jak mogłoby się wydawać, bo w momencie, kiedy przegną, błyskawicznie spadają w dół (co pokazuje historia).

      Usuń
  7. "Jedno co na tym świecie jest pewne, to śmierć i podatki". Każdy rząd w każdym państwie zrobi wszystko, aby sobie przysporzyć, aby hojną ręką wspomóc to i owo, aby zaskarbić sobie popularność, czy choćby błogie trwanie kosztem nas, podatników. Wszędzie proporcjonalnie najwięcej płacą najbiedniejsi, bo ich da się złupić bez trudu. Rekiny płacą mało lub wcale

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie właśnie denerwuje takie łupienie na siłę, by jacyś idioci mogli sobie wydawać pieniądze na idiotyczne czasem cele, a to pod publiczkę, a to dla zaspokojenia swoich ambicji. Ciekaw jestem, kiedy podatki będą stanowiły 100% pensji i wszyscy będą żyli z zasiłków. ;-)

      Usuń
  8. Mironq, na twoim miejscu nie popełniałbym takich wpisów,jak powyższy, bo skutek może być odwrotny od zamierzonego. Dywagacje na temat dojazdów do pracy mogą poskutkować nowymi przepisami. A jak mawiał przed laty Janusz Weiss w audycji "Dzwonię do pana/pani w nietypowej sprawie":
    Ciszej! Ciszej! Bo nie ma takiego idiotyzmu, na który urzędnicy prędzej czy później, by nie wpadli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że w urzędach siedzą idioci, którzy wymyślają różne głupoty. Moje pomysły to jeszcze nic. Jestem przekonany, że są w stanie wymyślić jeszcze takie rzeczy, które (jak mawiał Kiepski) się nawet fizjologom nie śniły. :-)))

      Usuń
  9. Jak dla mnie zależność jest prosta: im bardziej państwowa kiesa pusta, tym "kreatywność" urzędników większa.
    I choć ty siadłszy płacz - jak pisał Wańkowicz.
    Mimo wszystko - miłego dnia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu nie o pustą kiesę chodzi, bo taka u nas nie jest. Mamy całe mnóstwo niepotrzebnie wydawanych pieniędzy. I zauważyłaś pewnie, że cały czas posłowie uchwalają nowe ustawy, na które zawsze potrzebne są dodatkowe pieniądze. Miłego :-)

      Usuń
  10. Z kolejnych ciekawostek.
    W listopadzie 2012 roku, czyli krótko mówiąc pod koniec tegoż roku, nasze władze skarbowe wprowadziły zmianę o konieczności przejścia na kasy fiskalne m.in. tłumaczy przysięgłych. Zmieniła się skala - zmniejszono w tymże listopadzie 2012 r. na drodze rozporządzenia sumę z wysokości 40 tys. zł do 20 tys. złotych na paragonach (roczna suma wystawiona osobom prywatnym, nie faktury dla firm).
    Żeby już nikt nie miał szans cokolwiek sobie zaplanować czy coś zmienić!
    Do tego wprowadzono to tak po cichu, że nasza księgowa zorientowała się dopiero w ostatnich dniach lutego. A zwrot od zakupu kasy fiskalnej od US przysługiwał tylko w przypadku zakupienia jej do końca miesiąca lutego.
    Mojej koleżance się nie udało, przekroczyła o niewielką sumę te 20 tys. i musiała kupić kasę na gwałt i to oczywiście od razu wypasiony model za ponad tysiąc pięćset, bo tych tanich, zupełnie w naszym przypadku wystarczających, oczywiście w tych ostatnich dniach "nie było nigdzie w magazynach".
    A z tym podatkiem od łopaty do prawda? Bo aż mi się nie chce wierzyć - podaj może jakieś źródło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas niestety tak jest, choć słyszałem ostatnio w radio, że w związku z brakiem kas fiskalnych ministerstwo przedłużyło termin o jakiś czas. Absurdów u nas nie brakuje i będę miał jeszcze tematów na posty na lata. :-)

      Ja słyszałem o tym w radio, ale w necie też są linki, np. http://m.metromsn.gazeta.pl/Portfel/1,129002,13468364,Wszyscy_jestesmy_przestepcami_podatkowymi_.html

      Usuń