sobota, 9 lutego 2013

54. Znów dostanę po dupie...

Post ma dwie części i do obu tytuł pasuje. Mam przynajmniej taką nadzieję zaczynając pisać...

Ponoć ugraliśmy sporo pieniędzy z unijnego budżetu. Wszyscy się cieszą, kroją torty, mrożą szampana, rozpływają się w gratulacjach. Opozycja przypomina, że rząd nie pobił rekordu świata, nie pokonując poprzeczki, zawieszonej na granicy 470 mld PLN, przywożąc w teczce jedynie 105,8 mld €, co na dzień dzisiejszy daje 441 mld PLN. Cholera, mnie się zawsze wydawało, że można pobić rekord osiągnięty a nie wyznaczony przez kogoś z sufitu, no ale ja prosty chłop jestem.

Ileby pieniędzy na rozwój naszego kraju nie dostarczono z Brukseli, dalej będę miał skwaszoną minę. Bo to oznacza wzrost obciążeń podatkowych. Żeby wykorzystać te fundusze, należy najpierw wyłożyć całą kwotę, finansując część ze środków własnych. Proste i opłacalne? Niekoniecznie.

Trzeba będzie przykładowo zbudować most, który zerwała przepływająca rzeką kra. Weźmie się pożyczkę, ogłosi przetarg i po pół roku taki most będzie naprawiony, wywołując poczucie ulgi mieszkańców, którym taki most był potrzebny. Na to jednak pieniądze z Unii nie pójdą, bo są przewidziane rezerwy na takie cele w krajowym budżecie. Czyli najbardziej sensowny przykład nietrafiony, bo nie możemy zaplanować powodzi i wywołanych przez nią zniszczeń

No to może jakaś oczyszczalnia ścieków w powiatowym mieście, bo stara zatruwa pobliski zalew tak, że ryby wychodzą z niego na brzeg, nierzadko na własnych czterech łapach, powstałych ze zmutowanych płetw. Super. Raz dwa, rezerwujemy w budżecie środki na inwestycję i budowa rusza. Tylko z tymi środkami nie tak łatwo i papiery wszelakie trzeba wypełnić. Zanim się środki znajdą i inwestycja się zakończy przybędzie nam ludzi wierzących, modlących się o to, żeby zakończyła się przed terminem, bo inaczej z unijnych środków nici. 

Ciekaw jestem jakie będzie wymyślanie inwestycji na siłę, kiedy czas zacznie nas gonić. Bo czasem trzeba się zapchać, a odpuścić nie wypada.

Budżetu też nie mamy z gumy i obawiam się, że nie będzie łatwo wygospodarować z niego tyle miliardów
€, żeby nic z przyznanych funduszy nie stracić. Spokojnie więc przygotowuję się już dziś na podwyżkę podatków. W końcu to nie politycy, a zwykli podatnicy dostaną po dupie.

******************
Usłyszałem dziś w rozgłośni radiowej, że koło 30% nastolatków unika ćwiczenia na zajęciach wychowania fizycznego. Przodują w tym zwłaszcza dziewczęta. Znam temat z bliższej strony - moja bratanica co i rusz miga się od ćwiczenia na wuefie. 

W audycji radiowej podawali, że dziewczyny boją się nagrań telefonami komórkowymi i późniejszego umieszczania tej amatorskiej reżyserii, okraszonej odpowiednim komentarzem w internecie. Argumentują, że w takim przypadku zawsze dostaną po dupie.

Wiem, że młodzież nigdy nie była idealna i sporo osób z nadwagą, za wysokich czy za niskich, musiała przejść przez niewybredne docinki w czasie edukacji. No, chyba że miała inne przymioty, nie pozwalające na formułowanie takich żartów. Za moich czasów nie było jednak takiej techniki i takiego zezwierzęcenia, pozwalającego grupie na medialne zlinczowanie wybranej przez siebie ofiary.

Inną sprawą jest to, że młodzież mamy coraz bardziej cherlawą i zbyt leniwą do uprawiania nie tyle sportu, co zdrowego stylu życia. Nie chodzi mi tu bynajmniej o odżywianie, nie palenie papierosów i nie chodzenie na piwo. a bardziej o ruszenie dupy sprzed komputera i wyjście na podwórko.

We wszystkich ankietach przeprowadzanych wśród nastolatków najgorszą możliwą karą było do niedawna pozbawienie możliwości korzystania z komórki. Dziś jest to odcięcie od Fejsbuka.

Młodzież broni się ćwiczeń fizycznych, bo nie chce podpaść grupie i narazić się na śmieszność. W szkołach zabronione jest korzystanie z telefonów, a mimo tego nie chcą ćwiczyć. Nie wierzę, że wszędzie zajęcia z wuefu są nudne i nieciekawe, a nauczyciele wymagający.

Sam jestem za tym, żeby z niektórych przedmiotów znieść w ogóle stopnie. Między innymi z wuefu i religii. Nie są one konieczne, a takie rozwiązanie mogłoby anulować sporo problemów dla wielu osób. Może dzieciaki chętniej z uśmiechem i bez strachu skakałyby przez kozła czy robiły przewroty wiedząc, że od nikogo nie dostana po tej przysłowiowej dupie, czy im się uda czy nie?

25 komentarzy:

  1. Pieniadze w dzisiejszym swiecie to... fikcja, one smierdza...
    Nie wiem co odstrasza mlodych od uprawiania sportu...Zapewne wysilek.Do telefonu czy internetu nie potrzeba kondycji..
    Serdecznosci
    Judith

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę przyznać, że jak usłyszałem wczoraj określenie: "Tusk przywiózł z Brukseli ponad 105 mld €", to zacząłem się zastanawiać, czym on tam pojechał. Nie mam dokładnego rozeznania ile to ma objętości w największych nominałach, ale widziałem kiedyś 50 milionów złotych i unieść się tego nie da. ;-)

      Myślę, że masz rację, że młodzi ludzie unikają jak ognia wszystkiego, co wymaga wysiłku. Nie tylko zresztą fizycznego. Czasem nawet myślenie jest dla nich wysiłkiem. Tu powinien wypowiedzieć się nauczyciel, bo ja udzielając kiedyś korepetycji niejednokrotnie słyszałem: "nie mam siły myśleć". :-)

      Usuń
  2. Racja, że nic nie jest za darmo i za dopłaty to my zapłacimy. Ja wiedziałam, że cokolwiek się stanie odtrąbią sukces, ale cóż..

    Co do drugiej części postu myślę, że te nagrania komórkami to część problemu. Młodym ludziom się nie chce ćwiczyć, bo wolą w tym czasie skoczyć na dymek, piwko lub dłużej pospać. Nie wszystkim, ale części na pewno. Ja nie jestem jakąś sportsmenką, ale zwyczajnie w świecie lepiej się czuję jak nieco poćwiczę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie jest to zabieranie się za problem nie od tej strony, co normalnie człek by zrobił. Każdy najpierw szacuje potrzeby, robi rachunek kosztów i cenowe kalkulacje, a dopiero później zastanawia się skąd wziąć na to pieniądze. Jak się politycy zaczną zastanawiać od dupy strony na co pieniądze, które są zapisane wydać, to ciemno to widzę.

      Również uważam, że te komórki to jednak tylko częściowa przyczyna. Za moich czasów wuef był odskocznią od nudnych lekcji w ławkach i po kilkunastu minutach ćwiczeń (program to program) graliśmy w różne gry zespołowe sami dopytując się o reguły, choć nie zawsze ich przestrzegając dla uproszczenia. Ale styl życia był inny. Po szkole obiad, lekcje i na podwórko do zmroku. :-)

      Usuń
  3. Dziś wcale się nie dziwię dzieciakom, że się boją, bo łatwo można wylądować na jednym z prześmiewczych portali. Komórki są niestety dla ludzi potrafiących ich używać. Te szare i te do dzwonienia.
    Za moich szkolnych czasów był koszmarem fundującym trudne i stresujące ćwiczenia. Zamiast pobudzać aktywność tylko ją pogarszał. Nie zachęcał. W tenisa dopiero nauczyłem się grać na studiach i to stało się moją namiętnością :)
    Podobnie muzyka, której uczył debil wywołujący na środek i nakazujący śpiew. I to w czasie, gdy każdy chłopak śpiewał od barytonu do sopranu, tylko kompletnie nad tym nie panując. Debil ów nie potrafił odkryć i rozwinąć umiejętności, tylko katował nas śpiewaniem. Dopiero na stare lata spełniłem moje marzenie z podstawówki i nauczyłem się grać na pewnym instrumencie, którego w szkole oczywiście nawet nam nie wolno było dotykać, bo to był eksponat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę przyznać, że o ile dla większości dorosłych osób 90% możliwości telefonu to gadżety, o tyle młodzież wykorzystuje większą ich część, również do rzeczy niezbyt mądrych. Miałem kiedyś w swojej Nokii N95 programik pozwalający używać telefonu jako pilota. Fajne, ale może kogoś wkurzać, kiedy "pobawisz" się tym w zmienianie kanałów. Dwa dni temu jeden z chłopaków kręcących jakiś amatorski teledysk został w Gdańsku porażony prądem po tym, jak wlazł na kolejkę i zahaczył o trakcję. Sprzęt dobry, tylko mózgu zabrakło.

      Wszystko zależy od nauczyciela. Z wuefu byłem raczej cienki, bo byłem wysoki i chudy, więc wszelakie przewroty wyglądały tak, jakbym miał się za chwilę zaplątać. ;-) Za to siatkówka i koszykówka oraz inne gry zespołowe były OK. Na muzyce jeden z moich klasowych kolegów musiał się za każdym razem uczyć tekstów piosenek i je recytować - nigdy nie słyszałem, by śpiewał, bo był kompletnym beztalenciem w tym temacie. I jakoś zdawał. :-)

      Usuń
  4. Nawet i dorosły nieraz boi się ośmieszenia w grupie, a co dopiero dzieciak. Nie każdy ma wystarczająco silny charakter, żeby wzruszyć ramionami i ciętą ripostą zamknąć temat. Ja bym to zlała, ale zawsze lubiłam rzucać się w oczy i być na przekór - zresztą, trudno było nie być, jeśli było się w mniejszości nie tyle niemodnie, co dziwnie ubranej ;))) Wiem jednak, że wielu ludzi boi się "odstawania".

    Odcięcie od Facebooka... hmmm... Bez komórki to faktycznie jak bez ręki, ale co robić całymi godzinami na Facebooku? No co? Brak mi pomysłów ;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nikt nie lubi być ośmieszany, choć w grupie rówieśniczej takie przypadki dość często się zdarzają. W większości przypadków dotyczą one różnych osób po kolei (tak ja to pamiętam) i pozwalają nauczyć się funkcjonowania w grupie. Co jakiś czas ktoś staje się obiektem żartów czy ofiarą kiepskiego dowcipu. Za moich czasów wszystko miało jednak pewne granice (choć nie wiem czy mocno przesunięte) i jakoś nikt się nie wieszał po głupich żartach.

      Może to ostatnie to efekt bezstresowego wychowania i nieumiejętności poradzenia sobie z sytuacją, kiedy ktoś powie lub zrobi coś niemiłego?

      Takie pytanie o Fejsa zadali w Gdańsku gimnazjalistom. Nie wyobrażają sobie oni, by po powrocie do domu nie włączyć komputera i nie sprawdzić co tam na fejsie. To działa jak narkotyk. Mnie nie rusza, kiedy odpisuję na komentarze po dwóch dniach, bo byłem bez dostępu do komputera. ;-)))

      Usuń
  5. Co do dopłat Unijnych, to masz rację. Co to za pomoc kiedy trzeba wyłożyć kasę. Taka gmina, powiedzmy 5 tyś. obywateli, budżet ma skromy więc z czego brać na oczyszczalnie, szkoły, drogi. Zapożyczają się i budują tylko, że dług zostaje... i trzeba sobie jakoś dalej radzić.

    W-f powinien być bez stopni, sam miałem zawsze problemy z tym przedmiotem. Nie chodziło jednak o oceny tylko o nauczycieli. Nie potrafili zrozumieć, że ktoś jest leszy w siatce i koszykówce a nie w gimnastyce. Wystarczyło że zmienił się nauczyciel i bingo to było to...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Problem jest taki, że nie ma w tej chwili w Polsce ani jednej gminy, która nie jest zadłużona. Na nowe inwestycje będą się musiały gminy zadłużyć jeszcze bardziej... Czasem się zastanawiam jak to jest, że prosty chłop, nawet bez studiów może być dobrym biznesmenem i menadżerem a profesor ekonomii znający teorie może rozwalić każdy biznes.

      Oświata jest scentralizowana i opiera się na programach i procedurach i w dupie ma dobro dzieciaków. Grunt, żeby się w papierach zgadzało. :-(

      Usuń
  6. Czy widziałeś u nas kiedy ludzi zadowolonych? Jesteśmy narodem malkontentów i ile by tych pieniędzy nie było, będzie nie tak. Ciekawa jestem natomiast - bo nie wiem - ile z tych wywalczonych pieniędzy naprawdę efektywnie wykorzystujemy; to byłby chyba sensowny punkt odniesienia. A tak to jesteśmy jak pies ogrodnika.
    Ale ja się nie znam.

    Rośnie nam pokolenie wielkich kciuków, które nie potrafi rozmawiać tylko "esemesuje" na potęgę wszędzie i niemal bez przerwy. Odbierałabym te komórki w szkole rano i oddawała po lekcjach.
    Pamiętam swoje lekcje wuefu i różnie bywało - zwłaszcza, gdy z tzw. magazynku wyjeżdżał kozioł albo skrzynia :)) - ale nikt nikogo nie prześladował z powodu mniejszych możliwości. Tego, co się teraz dzieje, kompletnie nie rozumiem. To już nie jest tylko głupota, ale jakaś niezdrowa chęć zaistnienia. Jakkolwiek. No cóż... Z braku oleju w głowie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Codziennie patrząc w lustro widzę osobę zadowoloną. ;-) Zauważam jednak narodowe pospolite ruszenie do cieszenia się i narzekania. Albo wielki sukces, albo wielka tragedia. Nic normalności. O sensowność wydawania tych pieniędzy się boję, bo samorządy są już dziś zadłużone.

      W większości szkół nie można mieć włączonych komórek na lekcjach. Ale przepisy są po to żeby je łamać, nieprawdaż? Też nie wspominam wuefu jako jakiejś katorgi, choć kozły i skrzynie nie zawsze dawały się okiełznać. Ale nie wszystko każdemu musi w życiu wychodzić... i nauczyciel musi to zauważać i niekoniecznie oceniać. :-)

      Usuń
  7. nigdy nie wątpiłam w to, że nikt nikomu nie daje nic za darmo. I nigdy nie wątpiłam w to, że inny stosunek ma się do czegoś, co jest dane za darmo, a inny do tego, co jest okupione jakimkolwiek wysiłkiem. O ile sobie dobrze przypominam, nikt nie gwarantował nam pomocy darmowej, gdy wstępowaliśmy do UE. Ja jestem szczerze zadowolona z tego, co Polska wypracowała dla sobie, mimo, że to nie za darmo.
    Gdy dwa lata temu przyleciała moja ciotka zza oceanu, za głowę się złapała, bo choć wiedziała, że polska zmieniła się przez jej czas nieobecności - 20 lat, to w najśmielszych oczekiwaniach nie myślała, że aż tak wypiękniała, stała się nowoczesna, po prostu nie do uwierzenia:)
    Co do lekcji wf. Zapewne w wielu szkołach to nie działa, tak jak w liceum córki, ale na sale gimnastyczna podczas lekcji dziewcząt nie ma wstępu chłopak. Wg mnie główna przyczyna niechęci do tych lekcji jest program - t taki sam dla każdego ucznia, jakby wszyscy byli tacy sami, przy czym nudny i za mało jest kreatywnych nauczycieli. Dobra Twoja uwaga - nie powinno być stopni z tego przedmiotu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że nie ma nic darmo i za dotacje z Unii przyjdzie nam kiedyś zapłacić. To, że dostajemy więcej niż wpłacamy nie będzie przecież trwało wiecznie. Wolałbym jednak, żebyśmy modernizację Polski przeprowadzali własnymi siłami na miarę swoich możliwości. To, co się teraz dzieje przypomina mi szycie sukni ślubnej dzień przed ślubem. Pośpiech i bylejakość, bo bez sukni ślubu nie będzie. Nie ma nitki? Dawaj sznurek lub drut!

      Z drugiej strony nie chcę przesadzać, bo jeśli się te pieniądze wyda mądrze, to jest to dobra baza do dalszego rozwoju.

      Na pseudoprawicowym portalu (jak ktoś mi mówi, że PiS to prawica, to mnie śmiech ogarnia) wyczytałem, że my na tych dotacjach tracimy. Nie chciało mi się dyskutować i jedynie z ciekawością i politowaniem prześledziłem tok myślenia. Fanatyzm ma to do siebie, że wystarczy podać dane wyjściowe i zakładany wynik i każdy można udowodnić. ;-)))

      Jak masz ochotę się pośmiać:
      http://eska.salon24.pl/485868,blagam-niech-ktos-znajdzie-bledy-w-moich-wyliczeniach

      Te programy są dobrą rzeczą dla kuratoriów, które mogą sprawdzić poszczególne punkty i odhaczyć je ptaszkiem, zupełnie jednak nie przystają do dzieciaków. Został też nam taki wpajany od lat pogląd, że nauczyciel musi uczyć tego co mu każą, a dzieci do programu muszą się dopasować. :-)

      Usuń
    2. Winę za to, że daleko naszej szkole do ideału, ponosi uczeń, podobnie jak pacjent, który jest winny np. kolejkom do lekarza. Nie byłoby ich, zostałyby niczym niezmącone wzorce;) Proste!

      Usuń
    3. Gdyby pacjenci z każdą chorobą nie latali do lekarza, też by było normalniej. Całkiem serio! Jak słyszę, że ktoś po powrocie od lekarza mówi, że ten kazał mu wziąć polopirynę i przez weekend wygrzać się w domu to co mam o takim pacjencie myśleć?

      Usuń
  8. Klik dobry:)
    Ja akurat lubiłam lekcje w-f i sprawnie mi różne fikołki-koziołki wychodziły. Niektóre koleżanki miały jednak problemy i żyły w ciągłym stresie, kombinując zwolnienia z lekcji. Nie jest to więc chyba nowy problem. Teraz tylko doszła "plaga komórkowa".

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z racji ambicji "zawodowych" musiałaś być lepsza, niż większość chłopaków z klasy. Stres spowodowany wuefem powstaje, że tak to ujmę z założenia. Bo zakłada się, że nauczyciel będzie oceniał uczniów jak zawodników na zawodach. Ten najlepszy, ci są dobrzy, tamci średni a tamci nie powinni nawet stawać do zawodów.

      Tylko że to jest bez sensu, bo ktoś kto nie potrafi (no nie potrafi i już!) zrobić fikołka teoretycznie może nie przejść do następnej klasy. Idiotyzm? Moją drogą tak. :-)

      Usuń
  9. Niestety, przyjdzie mi przyznać słuszność Waszej Miłości, bo już dziś się po gminach konstruowanie budżetu w ten sposób odbywa, że się najprzód spisuje, co by zrobić prawdziwie potrzeba, zasię ci, co się na tych unijnych porządkach rozumieją, wskazują co z tego się nada, by na to jakiego grosza od brukselskich uszarpać. Zatem, że temu trza i udział wygospodarować własny to się już i tej reszty niecha, choćby i pilniejsza była, bo na wszystko nie nastarczy przecie i tak ma gmina wrychle nowej ścieków oczyszczalni, do której co piąty ma kanalizacyi odprowadzonej, bo reszta po staremu szamba zapełnia, jeśli nie w ogóle do rzeki, bo na kanalizacyją już i od lat nie staje...
    Wachmistrzówna byłaby może i exemplum tego wstrętu do ćwiczeń szkolnych modelowym, gdyby nie to, że owa sama konikiem się bawi, to i całkiem ci sprawna i niezapasiona... A nie lubi, bo jejmość tych fikołków ucząca, czeguś okrutnie przygłupiasta i złośliwa, czegom sam już i był doświadczył, wątpliwej mając przyjemności gwarzyć z nią próbując... Spomniawszy zaś podobne Wachmistrzowica pierworodnego przypadki, co do dziś tygodnia nie ma by już żeniaty przecie gdzie poćwiczyć nie wyskoczył, czy w piłkę nie poigrał, a i licznych wkoło exemplów inszych, powoli ku tejże przychodzę konstatacyi, że bakałarze wkoło tego po szkołach zatrudniani to jaki rodzaj ludzi szczególny i nie jest to bynajmniej komplement... I może też i w tem tkwi tego przyczyna?
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Mości Wachmistrzu!
      Od jakiegoś czasu gminy nie robią rzeczy potrzebnych, bo muszą mieć środki na unijne projekty. Ba, żeby to jeszcze budżety dało się konstruować tak, że zaciskając pasa gmina coś może odłożyć. Ale nie może. Jak będzie nadwyżka, to jej Janosikową metodą zabiorą w przyszłym roku. Jak to powiadają biednemu ukraść nie sposób, to i wszyscy w długach pływają. Trzeba będzie zwiększać długi, bo inaczej pieniądze przepadną.

      W szkole pracują jedynie dwa rodzaje ludzi: pasjonaci i nieudacznicy. Z doświadczeń wielu wynika, że czasem trafi się pasjonat, lubujący się w tym, żeby wiedzę młodym pokoleniom przekazywać...

      Wychowanie fizyczne bez stopni, ale na zaliczenie obecnością samą i przykładaniem się do wzmacniania tężyzny służyć by mogło lepiej niż zajęcia wyglądająca jak selekcja do wojskowych specoddziałów. :-)

      Kłaniam Waszej Mości!

      Usuń
  10. ów udział własny w inwestycjach czynionych za pieniądze unijne zapędził już wiele naszych samorządów w tzw. ślepy zaułek. Ładnie wygląda nowy ryneczek, zmodernizowany placyk czy skwerek, piękny pomnik czy fontanna, nowa pływalnia itd. która na pewno była bardzo potrzebna i czyni milszym życie w naszym grajdołku, ale wymaga teraz obok spłaty kredytów również zwiększonych nakładów na utrzymanie, podświetlenie itd. Skąd na to brać, czy poprzez zwiększanie obciążenia podatkowego obywateli? Przecież będą kolejne wybory...
    Co do WF-u to sporo przedmówców ma racje wskazując na nauczyciela. Metoda "zajęć na macie" - czyli macie tu piłkę i róbcie co chcecie nie należy do efektywnych. Jest jeszcze drugi problem. Uczniowie kalkulują aż do bólu: Co ja z tego będę miał? To jest kryterium. A co będzie miał z WF-u. Dobrą ocenę do podwyższenia średniej?
    Zwracam uwagę na ten niedostrzegalny fakt, że WF to Wychowanie fizyczne, a więc wychowanie do aktywności do ruchu do rywalizacji sportowej i sprawnościowej do zdrowego trybu życia itd. Tam gdzie się mówi o wychowaniu tam najpierw pytajmy : - A co na to rodzice?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie tego się obawiam, że gminy i tak już zadłużone będą musiały zadłużyć się jeszcze bardziej, żeby unijne środki wykorzystać. Jak by nie patrzeć dupa zawsze z tyłu i zwiększeniem obciążeń dla obywateli się to skończy. Jest w gminach sporo rzeczy do zrobienia, a nie wszystkie mogą być dofinansowane przez Unię. Te potrzebne, na które nikt grosza nie dołoży będą czekać długie lata...

      Rodzice (widzę po znajomych) traktują telewizory i komputery jako metodę wychowawczą. Dziecko się nie włóczy, nie kradnie śliwek proboszczowi, nie spada z trzepaka, nie drze spodni, nie brudzi się i w dodatku się nie nudzi - same korzyści. Tylko czy na pewno? ;-)))

      Usuń
  11. Jakoś też nie umieram z podniecenia na widok tych milionów, nie dlatego, że taka jestem wszystko na "nie", ale dlatego, że choc blondynka - to realistka jestem. Nie od dziś wiadomo, że żeby cos wyjąć to najpierw trzeba wsadzić i w związku z tym wiem ile nas to będzie kosztować i na dodatek kto dostanie. Nie wierzę w żadne dawanie za friko i okazje. Powtarzxam synowi jak mantrę: " Pamietaj synu, gdy ktoś ci proponuje okazję, to jest to okazja - ale dla niego, nie dla ciebie" tak też z pieniędzmi. Jeszcze nic nikomu darmo pragmatyczna Bruksela nie dała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie skaczę z radości, bo jak znam życie sporo tych środków zostanie zmarnowane czy to na niepotrzebne inwestycje, czy programy w stylu "jedz ryby" lub "szanuj zieleń". Nie ma nic darmo. Niby pieniądze będą, ale wydane muszą być nie na to co jest potrzebne, ale na to, na co pozwolą. :-)

      Usuń
  12. a co do wysiłku fizycznego, kurcze jak ja wuefu nie lubiłam, urywałam sie kiedy tylko się dało...

    OdpowiedzUsuń