czwartek, 3 marca 2011

022. Niby zwykły chiński badziew - ale...

Nabyłem drogą kupna na Allegro zwykły plastikowy gadżet wyprodukowany - jakże by inaczej - w ChRL. Gadżet nazywa się "latarka indukcyjna" i kosztował mnie całe 4,50 zł plus koszty przesyłki. Nie jest to majątek i rzecz może nie warta byłaby nawet wspomnienia gdyby nie refleksje, które zaczęły mi w głowie kiełkować.


Latarka działa na zasadzie indukcji magnetycznej Faradaya i jest wykonana z półprzezroczystego materiału. Na zdjęciu może dobrze tego nie widać, ale jej budowa jest prosta jak budowa cepa. Wystarczy potrząsać nią przez 30 sekund, powodując przesuwanie magnesu przez cewkę, a wytworzona siła elektromotoryczna jest w stanie naładować kondensator w takim stopniu, że jest on w stanie zasilać diodę LED przez około 20 minut.

Dlaczego o tym piszę? Nie jestem przecież ani ekologiem, ani też moja fascynacja gadżetami nie odbiega od normy, obowiązującej dla przeciętnego faceta. ;-)

Jedną rzeczą jest to, że latarka przyda mi się podczas mojej wycieczki, kiedy dostęp do zdobyczy cywilizacji a w szczególności do sieci elektrycznej będzie bardzo utrudniony. Z drugiej zwróciłem uwagę na niewątpliwe zalety umieszczenia prostej konstrukcji w półprzezroczystej obudowie (mogłaby być przezroczysta - byłoby super).

Ileż to osób męczyło się na fizyce zgłębiając jakieś zasady i wkuwając wzorki, jako jedyną pomoc "wizualną" mając jakieś bazgroły na tablicy. Większość osób, które nie potrzebują takich wiadomości do wykonywanej pracy dawno już wszystko z tej wiedzy przykryła nowymi, przydatnymi umiejętnościami.

Widziałem ostatnio ogromny bilboard, sfinansowany przez fundusz ochrony środowiska czy jakąś inną rządową agendę o treści w stylu: "Chroń środowisko naturalne". Nic to, że do jego wyprodukowania zużyto mnóstwo papieru i za wywieszenie zapłacono ogromne pieniądze. Przynajmniej wiemy, co mamy robić. ;-)

A gdyby tak zamiast nic nie przynoszących akcji zafundować dzieciakom w wieku szkolnym takie lub inne gadżety? Zwłaszcza chłopcy z podstawówki czy gimnazjum zaineresowani byliby np. ładowarką do komórki na korbkę. To, że przy okazji nauczyli by się czegoś z fizyki jest sprawą równie ważną.

Jakoś nie jestem pozytywnie nastawiony do akcji, gdzie za bateryjkę wyrzuconą do śmietnika dostaje się mandat w wysokości 500 zł. Z pewnością jednak kibicował byłbym akcjom, gdzie za przyniesienie np. 25 zużytych baterii otrzymuje się jeden akumulatorek, wytrzymujący 500 ładowań bez znacznego spadku pojemności. Ale mądrych akcji u nas ze świecą szukać.

450 tysięcy złotych na plakaty? Czemu nie! Ale 100 tysięcy latareczek dla uczniów? Za trudne!

Dla dorosłych może być to doskonała zabawka do samochodu. Kiedyś woziłem w bagażniku latarkę na "wsiakij pażarnyj słuczaj". I kiedy taki w nocy mi się zdarzył okazało się, że latarka nie działa, bo baterie siadły. Z taką jak ta nie miałbym problemu. :-)

9 komentarzy:

  1. Kryste, taka wlasnie latarka Wspanialy spacyfikowal moje domostwo:)) Fakt, jest to super patent.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdecydowanie popieram Tój punkt widzenia. Raz, że najprostsze pomysły są najgenialniejsze, dwa, że promocja ekologii, jak słusznie zauważasz, kosztuje sterty papieru,
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Sądzę, że jak większość chińszczyzny nie posłuży długo... Zresztą - brak mi ciagot do jakichkolwiek majsterkowych rzeczy, które wykonuję jak muszę... Dla przyjemności nigdy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj Stardust! Doskonale wiem, że faceci lubią zabawki. :-) Zwłaszcza takie duże, czerwone i z napisem Ferrari ;-) Kiedy patrzę na młodzież, która zainteresowana jest techniką cyfrową (super komórki i super komputery nie są dla businessmanów tylko dla dzieciaków do gier) to szlag mnie trafia, że za pomocą dostępnych i tanich środków nie chce się jej czegoś nauczyć. Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj Smooth! Z racji zawodowych z pewnością lepiej wiesz, że młodzież można do czegokolwiek szybko zachęcić jak i szybko zniechęcić. Tu za pomocą niewielkich nakładów można by odwalić niemałą robotę.

    A! Nie wspomniałem jeszcze o tonach papieru na projekt, wydrukowanych pism i faktur, protokołach zdawczo - odbiorczych i temu podobnej biurokracji. ;-)))) Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj Celsusie! Obawiam się, że masz rację. Co prawda nie ma tu się co popsuć, jednak marka "made in China" zobowiązuje. ;-))) Z pewnością urwie się jakiś drucik lub za tydzień okaże się, że kondensator był źle przylutowany. ;-) Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Z drugiej strony prawie wszystko mamy chińskie, prawda? Ale trzeba odrózniać coś "Made in China" pod światową marką od tworu czysto chińskiego (tu musimy przygotować się na niespodzianki w funkcjonowaniu).

    OdpowiedzUsuń
  8. Troszkę obok tematu, ale też chińszczyzna :-) i absolutne zaprzeczenie tandety:
    http://www.wprost.pl/ar/229301/Tygrysia-Mama-atakuje-nasze-dzieci/

    OdpowiedzUsuń
  9. Myślę, że te latarki w szkole to by mogło faktycznie nie tylko pomóc przyrodzie, ale i zainteresować młodzież. Same kary wiele nie dadzą, jeśli nie pokaże się ludziom alternatywnych rozwiązań.

    OdpowiedzUsuń