piątek, 3 września 2010

010. Westerplatte - rekonstrukcja

Z racji urodzenia i zamieszkania mam nieco większy sentyment do tego miejsca. Miejsca, którego obco brzmiąca nazwa znana jest każdemu z Polaków. Oczywiście na Westerplatte byłem wielokrotnie, o różnych porach roku, i z rodziną i sam na odbywających się tam uroczystościach.

W tym roku postanowiłem wybrać się na Westerplatte dokładnie w 71 rocznicę wybuchu II Wojny Światowej. Tym, co skłoniło mnie do zarwania nocy i dotarcia na miejsce o godzinie czwartej rano była inscenizacja ataku na placówkę "Prom" przeprowadzona przez grupy rekonstrukcji historycznej w reżyserii Bogusława Wołoszańskiego. Z powodów podpisywanych kwitów i współpracy ze służbami PRL-u, ten lubiany przeze mnie autor, potrafiący robić dobre i ciekawe programy, wyjaśniające tajniki historii dwudziestowiecznych konfliktów i wojen, przyciągający przed odbiorniki nawet ludzi niezbyt zafascynowanych historią, w ostatnim czasie był rugowany z obecności na antenie państwowej telewizji.

Dość dobrze zrobiona rekonstrukcja, opatrzona komentarzem słownym, okraszona efektami pirotechnicznymi, pokazująca zarówno żołnierzy polskich jak i niemieckich w mundurach z września 1939 roku uzbrojonych w broń z tego okresu mogła się naprawdę podobać i nie wiem jak komu - dla mnie była rewelacyjna.

Zaczęła się dokładnie o godzinie 4.45 - co miało oddać nastrój końca letniej nocy. Naprzeciw Westerplatte zacumowała fregata Marynarki Wojennej, co miało pokazać, jak niewielka odległość dzieliła atakujących miażdżącą siłą Niemców od słabo uzbrojonych obrońców. Fregata ustawiona była co prawda w innym miejscu niż kiedyś "Schlezwig - Holstein", aby oglądający widowisko mogli ją bezpośrednio zobaczyć.

Poniżej kilka klatek z rekonstrukcji (jakość kiepska bo to klatki z filmu):





Przyznaję, że chciałem wybrać się z moimi odnogami od piekła, które zdążyłyby jeszcze na rozpoczęcie roku szkolnego, jednak zapowiadane tłumy ludzi odciągnęły mnie od tego pomysłu. I w sumie słuszna była to decyzja, bo oglądających było kilka tysięcy osób i albo ja nic bym nie zobaczył, albo oni. Ponad połowę z przybyłych stanowili młodzi ludzie w harcerskich mundurach.

Inscenizacja odbywała się przy sztucznym niebieskim świetle, rozjaśniana co czas jakiś jaskrawymi wybuchami. Oddawało to bardzo dobrze historię, jednak ograniczało odbiór szczegółów. Byłbym naprawdę szczęśliwy, gdyby takie inscenizacje odbywały się również w dzień, w czasie weekendu, żeby rodzice mogli pokazać swoim dzieciom kawałek historii, która nie powinna ulec zapomnieniu.

6 komentarzy:

  1. Masz rację, taka impreza powinna być powtórzona w jakiś weekend, bo trudno wymagać, by ciągnąć dzieci po północy na Westerplatte, w końcu nie każdy mieszka blisko.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. godna podziwu przedsiewzięcie. Ja lubię wszelkiego rodzaju inscenizacje, zwłaszcza te poparte wydarzeniami historycznymi. To byłaby niewątpliwie dobra lekcja historii i nie tylko dla młodych, ale i takich jak ja, jeszcze nie starych, którzy niestety tak samo jak ci młodzi niewiele wiedza w tym temacie, bo ze szkoły już wiele zapomnieli;)
    Historia nigdy nie była moją pasją, choć, paradoksalnie, pracę magisterską na ekonomii pisałam z historii gospodarczej;))
    A Wołoszański... Cóż, człowiek z wielką pasją, którą umiał się dzielić ze zwykłymi ludźmi, ale też z wątkami w swoim życiu niechlubnymi...
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Klik dobry:)
    Chciałam, więc jestem :)
    Pozwolisz, że przysiądę i porozglądam się w Twoim królestwie.

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj AlEllo! To mój drugi blog, na którym witam serdeczne. Mam nadzieję, że zamknę ten wcześniejszy, który cały czas prowadzę równolegle na onecie (i tam również zapraszam) kiedy uda mi się wyruszyć na planowaną wyprawę - a będzie to wyprawa mojego życia. chwilowo zapraszam jeszcze na mironq.blog.onet.pl Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj Anabell! Przyznasz mi chyba rację, że nasi urzędnicy od kultury i historii (jakoś to powiązane jest ze sobą) raczej nadmiarem inteligencji i zdrowego myślenia nie grzeszą. Może nie zauważyli, że młodzież lubi chodzić na muzykę klasyczną przybliżaną przez Malickiego a dzieci lubią rekonstrukcje z żołnierzami w mundurach? Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj Iwo! Masz zdecydowanie rację, że takie rzeczy są dobre dla młodych , ale i dorosłym przynoszą wielu wzruszeń. Pokazy walk rycerskich moja starsza odnoga od piekła wspominała przez kilka lat. Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń