wtorek, 20 lipca 2010

004. Kto pije i pali, ten... ma znajomych

W jednym z kawałów z brodą wniosek brzmiał: "kto pije i pali, ten nie ma robali".

Nałogi są paskudne. Dla mnie najgorszymi są pracoholizm i seksoholizm. Oba odbijają się bardzo negatywnie na najbliższym otoczeniu. Narkomanii za nałóg nie uważam - jedynie za głupotę i wydłużoną wersję samobójstwa. Ktoś mógłby stwierdzić, że picie alkoholu i palenie tytoniu jest równie zabójcze, bo badania dowodzą.... A niech sobie dowodzą! Nie mam zamiaru umrzeć w wieku 55 lat jako okaz zdrowia, z zadbaną sylwetką i opaloną (od słońca) twarzą, doskonale kontrastującą z jasną, sosnową trumną.

Od zawsze twierdziłem, że najlepszym wiekiem dla mężczyzny na odejście z tego świata jest 65 lat i jeden miesiąc. Jest to podyktowane również patriotyzmem. Można raz się zabawić za pierwszą w życiu emeryturę, ale po co narażać państwo na wypłatę kolejnych, a siebie na stres związany z wysokością tejże i kłopotem liczenia - na co wystarczy?

Spotykam na swojej drodze różnych ludzi, starych i młodych, mężczyzn i kobiety. Większość tych, z którymi rozmawiam, to osoby przypadkowe - poznane niejako "przy okazji" i odchodzące w niebyt. Nie zaliczają się do przyjaciół, kolegów czy znajomych. Małe są szanse na ich ponowne spotkanie na zakrętach losu. A jednak zostawiają pewien ślad w pamięci, jakieś wspomnienie czy miłe skojarzenie. Czasem takie przypadkowe spotkanie przeradza się w swojego rodzaju znajomość, wyrażającą się choćby zwykłym "dzień dobry", uśmiechem czy kilkoma zamienionymi zdaniami.

Szedłem ci ja byłem ostatnio na spektakle teatralne w ramach FETY. Spokojnie, na piechotkę, zahaczając jednocześnie o miejsca z dzielnicy mojej młodości, będącej na trasie "przemarszu". Na terenie jednego z obiektów sportowych, przez którego teren należy się przedostać (szybciej, spokojniej i przez las) by nie zasuwać wzdłuż asfaltu, spotkałem ochroniarza - emeryta, który poprosił mnie o ogień. Wywiązała się miła rozmowa, facet w wieku 72 lata wybiera się na pieszą pielgrzymkę do Częstochowy. Nie rozmawialiśmy wcale o religijnej części imprezy a o rzeczach prozaicznych i dotyczących obuwia czy wyposażenia, o komputerach i sposobach komunikacji "na trasie". Jestem pełen podziwu dla gościa, który tym razem wyrusza z Helu i ma do przejścia 630 km. Gdybym nie palił, facet by mnie nie zaczepił i nie miałbym okazji do rozmowy.

W czymś na wzór tymczasowej piwiarnio - grillowni zlokalizowanej niedaleko miejsca, gdzie odbywały się spektakle poznałem fajnych młodych ludzi - część z nich była z Hiszpanii, część z Niemiec. Fajne, luźne rozmowy przy piwku, opowiadanie o wrażeniach czy zwyczajach. Przy wodzie mineralnej czy coli rozmowa nie byłaby tak interesująca. Wszak wody mineralnej nie pije się dla przyjemności ale po to, żeby się napić. Jakoś trudno mi sobie wyobrazić, że ktoś wypija półtoralitrową butelkę napoju przez dwie czy trzy godziny nie ruszając się z miejsca (chyba, że za potrzebą) - trzy piwa jestem sobie w stanie wyobrazić.

Kiedyś na różnych konferencjach, w których miałem okazję uczestniczyć poznałem "na papierosku" wielu fajnych i luźniejszych w takich miejscach ludzi. W trakcie konferencji był to "szanowny pan profesor", przed wejściem, pod niedużym daszkiem przy mżącym deszczu "zwykły palacz". Prowadzone rozmowy "przy dymku" wcale nie przypominały poważnych dyskusji i rozważań na tematy techniczne. Poznanego w taki sposób profesora na konferencyjnym bankiecie uczyłem, jak się leje piwo z kija.

Wspólne picie alkoholu (w rozsądnych ilościach) powoduje wzrost pozytywnych odczuć, wspólne wyjście na papieroska - dyskryminowani palacze są ze sobą solidarni - takoż. Miałem kiedyś kolegę z pracy, który był bardzo nielubiany (to nie to samo co nie był lubiany). W zasadzie nikomu nic złego nie robił, może oprócz tego, że nie chodził z resztą na papieroska (nie wszyscy palili i nie wszyscy chodzili) ani na imprezy pod tytułem "piwko po pracy". Tu też część chodziła częściej, część rzadziej - on w ciągu dwóch lat nie był ni razu.

Może coś jest w powiedzeniu: "Niby porządny, a nie pije - pewnie kapuś"? :-)

18 komentarzy:

  1. rozwalił mnie kontrast z sosnową trumienką:)))))

    nie palę,ale czasami przy okazji ręka sama się mi wyciąga po papieroska,tak towarzysko.

    o trunkach się nie wypowiem,ale już można,
    wszak jest po trzynastej:)
    trunki w rozsądnych ilościach to fajna rzecz i tyle:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj Mijko! Snoby ponoć marzą o porządnej, dębowej trumnie. Ja bym wolał zwykłą, sosnową z oheblowanych desek i w dodatku bez lakieru, bo na ten zapach jestem uczulony, a chciałbym spoczywać komfortowo. Najgorsze, to to leżenie na wznak - nie lubię.

    Wszystko w rozsądnych ilościach. Jestem tolerancyjny - nie przeszkadza mi to, że ktoś nie pali. ;-) Natomiast całkowita abstynencja jest wysoce podejrzana. Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Masz racje, znam to z autopsji:) Ale akurat jestem tu dzis w 13tym dniu bez papierosa. Znow podjelam probe rzucenia, zobaczymy jak to pojdzie tym razem. No jakos nie bardzo mi pasuje moj wlasny widok w wieku 60 lat z papierosem na ulicy, bo tutaj juz nigdzie wiecej palic nie wolno:) Zostala ulica i wlasne podworko.
    Wiec sie zgadzam, ze wyjscie "na dymka" jest okazja do nawiazywania i zaciesniania stosunkow miedyludzkich, ale tez to zalezy od czlowieka. Sa tacy, co to nawet jak siedza z kuflem piwa i petem w gebie to i tak nikt do nich nie podejdzie:)) To wedlug mnie zalezy od otwartosci jednostki na innych. Mam to szczescie, ze zarowno ja jak i Wspanialy lubimy ludzi, lubimy gadac. Wspanialy sie bardzo cieszy jak gdzies jedziemy i na bramce highwaya jest zywa osoba zamiast kosza, bo z koszem nie pogada, a z czlowiekiem i owszem. Dlatego nigdy nie bedziemy mieli EasyPass bo z tym tez nie pogada;/
    Gadamy wszedzie gdzie sie da, nie mamy problemu z nawiazywaniem znajomosci w autobusach, pociagach, kolejkach.. pomaga tez fakt, ze tutaj sie mowi kierowcy autobusu dzien dobry i dziekuje. Pogon mnie, bo sie rozpisalam:))

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj, Mironq. Jak sie leje piwo z kija? Jak ten profesor jestem ignorantka w tej sprawie. Popieram Twoje obserwacje na temat tych przypadkowych znajomosci spowodowanych naszym nalogiem. Niejednokrotnie, palac gdzies na dworze, pod restauracja czy innym zbiorowiskiem ludzi, przeprowadzam bardzo interesujace rozmowy na wszelkie tematy i niejednokrotnie sa bardziej fascynujace niz te przy stoliku. Najbardziej bolesne sa te przy lotnisku - kiedy wreszcie jestes poza terenem lotniska, nieraz naprawde dlugi czas bez papierosa bo tylko niektore maja palarnie. Ile wtedy zalow i skarg uslysze i dolaczam sie do nich! Nieraz konczymy sesje przyrzeczeniem zorganizowania marszu protestacyjnego na wzor gejow ale schodzi na obietnicach. Niedawno przejezdalam przez stan Wirginia gdzie choduja tyton. W restauracji patrze, oczom nie wierze - popielniczki na stolikach i palacy ludzie! Zrobilam sledzctwo - sa wylaczeni z ogolnych restrykcji jako plantatorzy tytoniu. Czy to nie dyskryminacja? W sekrecie powiem ze po jakims czasie mialam jednak za duzo tego dymu przy posilku i z ulga wyszlam na powietrze. Milych wedrowek i wielu przyjemnych znajomosci.
    Serpentyna

    OdpowiedzUsuń
  6. no to z tym na wznak to jest nas już dwoje...nie cierpię spać na plecach!!!!
    może zaprojektować trumnę do siedzenia.albo pozycji półleżącej?
    pomyślę.
    oczywiście sosnową:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Melduje się paląca, popijająca i... towarzyska. A w kwestii ,,czterech desek'' wybieram rozsypanie moich doczesnych szczątków w ogródku - przynajmniej na coś się przydam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Trunki stosuję umiarkowanie :-).
    Papierosowo jestem na odwyku, ale nie lubię neofitów, którzy palili po 40 albo i więcej, i nagle przeistaczają się w bezwzględnych "killerów".

    OdpowiedzUsuń
  9. Witaj Stardust! Sam jestem człowiekiem bardzo otwartym, więc otwartość na innych Twoją i Wspaniałego całkowicie rozumiem. Niestety, czasem zdarzają się "persony", które uważają, że jak ktoś zwraca się z uśmiechem i luźną uwagą do nieznanej sobie osoby to jest przynajmniej "niewychowanym gburem", zaczepiającym obcych ludzi. Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Witaj Serpentyno! Osobiście wolę wychodzić sobie zapalić i nawet przypadkiem nie przeszkadzać innym. Ale oczywiście wszystko zależy od sytuacji. Kiedyś w przedziale dla palących w pociągu, którym się przemieszczałem jakaś paniusia, która się dosiadła narzekała, że pasażerowie powinni wychodzić na korytarz (gdzie jest zakaz palenia) bo ona tyłka nie ruszy, a dym jej przeszkadza. Poproszona o zmianę przedziału obraziła się na resztę pasażerów. Piwo z kija to nalewanie z beczki poprzez nalewak do kufli. Trzeba to robić umiejętnie - w przeciwnym razie wychodzi cały kufel samej piany. :-) Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  11. Mijko! Za każdym razem jako pocieszenie z sytuacji, że będę musiał leżeć na wznak wyobrażam sobie, ile kopidołki będą się musiały namęczyć, żeby dół na taką długą trumnę wyrychtować. :-)

    OdpowiedzUsuń
  12. Witaj Zgago! Kiedyś chciałem, żeby mnie pochowali na cmentarzu żydowskim w Gdańsku - stamtąd taki ładny widok na stare miasto i Żuławy. Niestety - zamknięty. Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  13. Witaj Srebrzysta! Coś w tym jest, że najbardziej żarliwie zwalczają palących ci, którzy wcześniej sami kopcili jak lokomotywy. I nie ma u nich żadnej taryfy ulgowej. Tu się kłania powiedzenie: " nie pamięta wół, jak cielęciem był". :-) Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  14. tak, to prawda, tak było, gdy się na papieroska, chciałam powiedzieć, wychodziło, ale wtedy, gdy ja paliłam nie trzeba było wychodzić, bo na piętrze tylko jedna osoba nie paliła, a wiadomo w pojedynkę nigdy racji nie miała;) Nie chciała wdychać, musiała wyjść do... kibelka. To były naprawdę obrzydliwe czasy dla wielu. Nie palę już 18 lat i jestem wrogiem palenia, ale nie jestem z tego powodu nielubiana, gdyż wszyscy moi znajomi dziś nie palą i mało piją:) Takie czasy, takie zmiany. Na zdrowie:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Witaj Iwo! Nieco rozumiem psychologię tłumu, sam paląc staram się nie przeszkadzać innym - zwłaszcza kiedy to oni są w swoim domu lub na stanowisku pracy. Czasem jedynie mam niewielkie scysje z paniami w pociągu, które wsiadają do przedziału dla palących i proszą (hmm! to brzmi: "Proszę mi tu nie palić!!!") o zgaszenie papierosów. Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  16. 65 lat i jeden miesiąc, mówisz? Tyle że ja się już łapię na 67, a Tobie też pewnie jakieś kilka miesięcy dojdzie...
    No i proszę, do czego doszło? Żem zaczęła prawie do początku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To było pisane w czasach, kiedy na emeryturę odchodziło się w wieku 65 lat. :-)))
      Sam przeczytałem, bo już też nie pamiętałem co żem natworzył. To mój drugi blog. Jak chcesz poczytać do poduszki inne głupoty, to możesz zajrzeć na blog na Onecie - jedynie ostatnie teksty to już takie z żalu pisane.

      mironq.blog.onet.pl

      Usuń
    2. Jeśli życia /czyt. czasu/ starczy to może i tam zajrzę. Tymczasem przejrzę ten :)))

      Usuń