poniedziałek, 11 marca 2013

69. Uliczkę znam w Barcelonie...

Na początku dwa słowa o rzetelności. Powołując się na jakieś liczby staram się być rzetelny i w miarę możliwości znaleźć potwierdzenie, czy to w oficjalnych dokumentach, czy czasem w prasowych doniesieniach. Ale komu teraz można wierzyć?

Raczej nie oglądam telewizji, choć czasem - tak jak wczoraj - jestem u kogoś w czasie, kiedy na szklanym ekranie prezentowane są wiadomości. Numerem jeden było wielkie feministyczne święto, które zalało Polskę we wszystkich miastach, miasteczkach, wsiach - ba, nawet przysiółkach. No, może nieco przesadziłem... Dowiedziałem się, że marsze odbyły się między innymi w Warszawie, Gdańsku, Krakowie i Szczecinie.

W moim rodzinnym mieście i w Olsztynie ponoć interweniowała nawet policja. Dopiero dziś mogłem usiąść do internetu i dowiedzieć się, że interwencja policji w Gdańsku polegała na... staniu i odgradzaniu dwóch manifestacji, a w Szczecinie Manifa... zrezygnowała z marszu, bo przyszło tylko kilkanaście osób. Info tutaj. Tym razem nawet Wyborcza nie nakłamała.

Marsz co prawda był, ale ten organizowany przez ONR, o którym słowa w mediach nie było. Legalny i zarejestrowany.

W tych samych informacjach było o głodnych dzieciach i jedna pani z fundacji mówiła, że badania na temat szacowania głodu były przeprowadzone w klasach I-III. Szybki rzut okiem do statystyk i mamy, że wszystkich uczniów w podstawówkach w roku 2009/2010 było 2,2 miliona (dane tu str.56). Dane też nie są najświeższe i dzieci w szkołach jest mniej. Zakładam, że połowa z nich to klasy I-III, czyli jedynie 300 000 zostaje na dzieci otyłe, bo przecież problem otyłości też u nas występuje i jest niemały. Na dzieci normalne miejsca nie starczyło.

Dobrze, że dali krótką wrzutkę Ochojskiej, która tłumaczyła czym jest prawdziwy głód, wyniszczający organizm i prowadzący do śmierci i że takiego głodu prócz incydentalnych przypadków w Polsce nie ma.

Ale wracam do Barcelony.

Tanie linie lotnicze sprawiły, że zeszłoroczne camino zacząłem od Barcelony. Za 220 złotych nabyłem bilet do tego pięknego miasta. W cenę wchodziły oczywiście wszystkie opłaty, z czego ponad połowę za bagaż (bilet 89 PLN + opłata przelewem 18 PLN).

We wszystkich miastach i miasteczkach najbardziej lubię stare części - wąskie, brukowane uliczki, nieduże placyki i schowane nieco wstydliwie podwórka, gdzie jak setki lat temu kobiety wywieszają pranie na przemyślnie umocowanych sznurach.

Wąska uliczka przy katedrze wraz z jedną z dzwonnic.
Wśród kamiennych murów i wąskich uliczek panuje przyjemny chłodek, który w lipcu dla podróżnych z dalekich, północnych stron stanowi przyjemną ucieczkę przed śródziemnomorskim słońcem.

Plac przed katedrą jest już cały w słońcu - "moja" uliczka to ta wąska szpara po lewej.
W Barri Gotic (Dzielnica Gotycka) jest oczywiście wiele zabytków. Najwięcej z nich pochodzi z XIII - XV wieku, ale są też fragmenty rzymskich murów obronnych, powstałych po zdobyciu miasta w 133 roku przed Chrystusem.

Parc de la Ciutadella
Po zwiedzaniu można odpocząć w jednym z parków. W tym na zdjęciu powyżej jest siedziba Parlamentu Katalonii. Jeśli o parkach mowa, to bardzo przydają się źródełka, poidełka, czy krany z pitną wodą (fuente) - przy takich temperaturach każdy turysta chodzi z butelką wody.

Barcelona jest ogromnym miastem. W środku zdjęcia widać dźwigi nad ciekawą budowlą
W ciągu jednego dnia doszedłem do Barcelony z lotniska, zwiedziłem miasto (przyznaję, że dość pobieżnie) czyli twierdzę Castel de Montuic, port olimpijski, Dzielnicę Gorycką, La Rambla, Pałac Güell i oczywiście musiałem dojść do symbolu Barcelony - innego dzieła Gaudiego - katedry Sagrada Familia. Cały czas budowana jest ze składek wiernych. Budowę rozpoczęto w 1882 roku, a koniec prac planowany jest na 2026 rok, na setną rocznicę śmierci Gaudiego.

Tak prezentowała się Sagrada Familia w lipcu 2012.
Tu inna stylowo fasada z innej strony. Ciekawostką są taksówki - dowolna marka, ale czarne z żółtymi drzwiami i taką też klapą bagażnika.

Wielu rzeczy w Barcelonie nie widziałem - parku olimpijskiego, ogrodów Gaudiego i miejsca specjalnego dla fanów "dumy Katalonii" - Camp Nou - czyli stadionu piłkarskiego FC Barcelona. Jego trybuny mieszczą 98 772 osób i jest to największy stadion w Europie.
Wiem jednak, że kiedyś tu wrócę. Może na trzy dni, może na tydzień i wszystko dokładnie obejrzę bez plecaka. Posiedzę w knajpce nad tapas i butelką wina. W końcu Barcelona jest teraz bardzo blisko od Gdańska - niecałe 3 godziny lotu i maksymalnie dwie stówy w jedną stronę (na dziś: 13 maja z Gdańska 94 PLN + 17 maja z Barcelony 231 PLN + groszowe opłaty).


26 komentarzy:

  1. Właśnie dziś z żoną omawialiśmy szczegóły pobytu :)
    Cieszy, że polskie kobiety uważają co innego za swój priorytet, niż darmową skrobankę po zakupach w minifast-klinice w supermarkecie. Mimo intensywnej, wieloletniej propagandy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie tylko zastanawia dlaczego media tak promują to środowisko feministyczne. Z przerażeniem zauważyłem, że znam z widzenia i z nazwiska jakieś 80% polskich feministek - znaczy się 8 albo 9. Trzy były chore i w mediach ich nie pokazali. ;-)

      Większość kobiet jest normalna i wygłupy nawiedzonych bab traktuje zniecierpliwieniem i wzruszeniem ramionami. A kiedy wyjeżdżacie i na ile?

      Usuń
  2. Zapewne jak najszybciej, by uniknąć upałów :) Żona po raz kolejny, dla mnie to pierwszy raz. Zdjęcia widziałem - robi wrażenie.
    Tanie loty to jeden z niewielu plusów tzw. transformacji, zapewniającej prawie darmową siłę roboczą z grona naszych magistrów i licencjatów na farmach i w fabrykach cywilizowanego świata.

    Feminizm promowany przez "środowiska postępowe" przez ostatnie ćwierć wieku okazał się być towarem kompletnie chybionym marketingowo. Kobiety w Polsce stykają się z realnymi problemami, dalekimi od wydumanych przez garstkę lewackich aktywistek. Jeszcze dużo wody w Wiśle będzie musiało upłynąć, by polska kobieta jako jedyny stres wymieniła niemożność zawarcia związku małżeńskiego ze swoją partnerką albo dokonania aborcji pomiędzy wizytą u wizażysty a zakupami w butiku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Upały w Hiszpanii to czasami nie w kij dmuchał, tylko poważny problem - przynajmniej dla mnie. Miałem właśnie wylatywać mniej więcej teraz do Finlandii na 3 dni za 8 PLN + 18 PLN w dwie strony, ale z czasem nie podeszło. :-( Studenci jednak mają lepiej...

      Ja się czasami zastanawiam, czy te miejsca w żłobkach i przedszkolach to są im potrzebne zamiast skrobanki czy po? ;-)

      Usuń
  3. i jeszcze na końcu Rambli, w porcie setki ryb wznoszących swe "usteczka" ku hojnym turystom:) Chętnie je dokarmiają:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najciekawszym spostrzeżeniem na lotnisku el Prat, w samej Barcelonie nieco mniej, choć też sporo i w ogromnej ilości na Montserrat, były dosłownie tabuny Rosjan. Nie wiem skąd tyle ich się tam bierze, bo przecież potrzebują wiz wjazdowych na teren UE.

      W porcie próbowałem złapać darmowego neta przez wi-fi i nawet mi się udało, ale za to słabo działał. To mnie pochłonęło bardziej niż rybki. :-)

      Usuń
    2. wśród nich jest wiele rodzin mafiozów rosyjskich, którzy z rodzinami, ze swoimi ochroniarzami, podróżują. Też się zastanawiałam na tym, bo dotyczy to nie tylko Barcelony i innych miast, ale bardzo widoczne jest w kurortach (nie tylko hiszpańskich rzecz jasna). Wcale nie jest bezpiecznie z nimi wypoczywać, czego byłam świadkiem. Co do wiz - myślę, że kto spełnia kryteria, wizę dostaje. W końcu wwożą dużo, ba! bardzo dużo kasy na teren unijny. Taki turysta to skarb. Raczej problem powinny mieć władze, które wolałyby, by pieniądze wydawano na terenie Rosji, a nie wywożono je.

      Usuń
    3. Miałem podobne odczucia patrząc, jak - no, może nie szastają - wydają pieniądze, nie przeliczając specjalne na ruble. Z drugiej strony, skoro sprzedawcy w kramach z taką np. regionalną, więc nieco droższą żywnością potrafili nauczyć się nieco konwersacji po rosyjsku, to znaczy, że są dla nich ważną grupą klientów.

      Od zeszłego roku dużo Rosjan przyjeżdża do Gdańska i okolicznych powiatów z Obwodu Kaliningradzkiego FR na zakupy. Jest taniej i nasi sprzedawcy powinni iść chyba drogą hiszpańskich, choć z Rosjaninem idzie dogadać się też po polsku. ;-)

      Usuń
  4. Tak kiedyś planowaliśmy wycieczkę pielgrzymkę z żoną. Trochę nam się skomplikowało. Dobrze więc poczytać i pooglądać

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze jest jeszcze czas - może się jeszcze wybierzecie. Na razie musisz zajmować się rzeczami koniecznymi, ale pewnie nadejdzie kiedyś luźniejszy okres, czego z całego serca życzę. :-)

      Usuń
  5. Ja tak na chwile, posta przeczytam sobie pozniej po pracy, ja teraz tylko w kwestii twego wpisu: jesli tylko 22 dni do nas jak zboczysz z twojej trasy to dawaj do! Jak przystalo na pielgrzyma powitam cie chlebem i sola i cieplej strawy uzycze oraz dachu nad glowa :) aby tylko sie zgrac z terminami - bo u nas wakacje to rzecz swieta, jedziemy do Polski i wtedy drzwi w Kortenbergu zamkniete na glucho! zazdrosnie strzezemy naszego urlopu w Polsce i nie chcemy uronic z niego ani dnia! ale poza tym - sezon otwarty :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze nie znam dokładnie trasy, choć tamta jest dość dokładnie oznaczona na mapach i wiedzie przez ciekawe tereny. Mnie pewnie zajęła by nieco więcej czasu, niż te 22 dni - ale żeby zrozumieć czemu, musiałabyś zerknąć na jej opis. ;-))) Mimo wszystko zastanawiam się, czy nie pójść górą. Nie mam żadnej narzuconej trasy i na razie, póki mam kilka dni przy komputerze, kombinuję jak będzie najciekawiej - nie najkrócej i najszybciej, ale właśnie najciekawiej. :-)

      Usuń
  6. zgubilam slowko: mialo byc dawaj do Bxl oczywiscie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście. Mnie przy szybkim pisaniu też coś czasem zjada. ;-)))

      Usuń
  7. Zachorowałam :D
    I to znacznie szerzej aniżeli tylko Camp Nou i El Clásico.
    Co więcej... nie chcę wyzdrowieć ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wcale Ci się nie dziwię. Katalonia jest jedną z moich bardziej lubianych krain. Dla mnie to nie tylko Bruksela i zabytki, ale również prowincja, brzoskwiniowe sady, ludzie mówiący po katalońsku i kultywujący stare zwyczaje, podejście do obcokrajowców i swoiste poczucie odrębności. Może się kiedyś wybierzesz na kilka dni? :-)

      Usuń
  8. Za takie ceny to już faktycznie można polecieć, a jak koszty hotelu i wyżywienia na miejscu?
    Uliczki, placyki, zabytki - miodzio! Też bym kiedyś chętnie odwiedziła :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyżywienie wychodzi mniej więcej tyle samo, co na wakacjach w Polsce - zależy oczywiście, czy chce się szaleć po drogich knajpach, czy raczej po małych, lokalnych, których jest mnóstwo. Noclegi koło 20 Euro od osoby też można spokojnie znaleźć. Dla tych, którzy nie grzeszą nadmiarem gotówki są jeszcze hostele. Nie pamiętam dokładnie, ale w zeszłym roku widziałem jakiś po 12 Euro. :-)

      Usuń
  9. Zarażasz pomysłami! Chociaż pomyślę, wyobrażę sobie! Często marzenia się spełniają, zaczynam na to liczyć, już. Dziękuję za podpowiedź!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiele osób twierdzi, że warto mieć marzenia. Ja też, ale uważam, że trzeba mieć dużo niewielkich rzeczy, które możliwe są do spełnienia w dość krótkim czasie, realizować je kolejno, a później sięgać po nowe. :-)

      Znam kilka osób, którzy mają tak duże marzenia, że nie mają miejsca na te małe, których spełnienie daje równie wiele przyjemności, a które można dość szybko zrealizować. Ciekawie jest z marzeniami o podróżach. Ktoś chciałby przykładowo pojechać do Ameryki Południowej, a odpuszcza wycieczki do wielu miejsc, które mógłby odwiedzić w przeciągu roku i przy niewielkich nakładach w Polsce i okolicach. Świat jest piękny i jest wiele ciekawych miejsc, trzeba mieć marzenia i część z nich realizować póki czas i siły! :-)

      Usuń
  10. Nie znam Barcelony. Wogóle nie znam Hiszpanii bo nigdy w tym kraju nie byłam. Barceloną był zachwycony mój Młodszy.
    Dzięki serdeczne za tę wycieczkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każde miasto i każdy kraj ma coś ciekawego. Żeby zamarzyć o odwiedzeniu jakiegoś miejsca, trzeba najpierw coś o nim wiedzieć, choćby i to, że takie miejsce w ogóle jest. :-)

      Usuń
  11. Nigdy nie byłam w Hiszpanii, ale jest taki mglisty plan, żeby się tam wybrać za jakiś czas. No właśnie :)) - nawet zapis jest mglisty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musisz mgliście wykombinować gdzie, następnie poczytać o tym miejscu w internecie, później złapać okazję lotniczą na transport i... nie będziesz miała wyjścia. :-)

      Prawda, jaka prosta recepta? ;-)

      Usuń
    2. :)) Jest jeden haczyk: nie jestem fanką awiacji.

      Usuń
    3. Nie trzeba być fanką - trzeba podróż po prostu wytrzymać. :-)

      Usuń