piątek, 8 marca 2013

66. Szczaw i głodne dzieci...

Zabierałem się do tej notki dwa dni, ale ciągle coś mi przerywało. Nie chciałem pisać w pośpiechu, bo temat ważny i podejrzewałem, że krótko nie będzie.

Zastanawiam się ostatnio, kto u nas rządzi i nabieram coraz większego przekonania, że media. One odpytując polityków wyciągają jakieś interesujące je stwierdzenia lub znajdują bulwersującą sprawę i wrzucają temat na tapetę. Jedna redakcja, druga, kilka komentarzy w portalach i na blogach i już robi się temat numer jeden w kraju. Wystarczy potem podtrzymywać zainteresowanie, pokazując oburzenie innych polityków, osób znanych z tego, że są znani i kilku osób z tak zwanego "szarego tłumu" w ramach ulicznej sondy i mamy perpetum mobile, ciągnące od tygodnia do ponad roku.

Mama Madzi, gwałty Palikota, śmierć 2,5-letniej dziewczynki, słowa Wałęsy o murze, szczaw i mirabelki Niesiołowskiego - to wszystko tematy wykreowane przez media. O ile w przypadku krzywdy małych dzieci, które straciły życie przez dorosłych - sprawy są bulwersujące i nie mam do ich poruszania większych zastrzeżeń (nadal jednak nie wiem jak Owsiak sprawi, że lekarze będą przedkładać etykę lekarską nad pieniądze i własne zaniechania), o tyle wypowiedzi polityków i reakcja na nie muszą być zgodne z linią polityczną stacji telewizyjnych, radiowych lub gazet.

Nie jestem nieszczęśliwym posiadaczem super pakietu 300 cyfrowych kanałów, ale jednocześnie korzystam z radia i internetu. Ten ostatni dał mi możliwość obejrzenia fragmentu wywiadu ze Stefanem Niesiołowskim. Wiem jak prowadzi wywiady pani Monika Olejnik i nie raz już zauważyłem, jak reaguje w sytuacjach, kiedy rozmówca ośmieli się mieć inne od niej zdanie na jakiś temat. Ot, taki nowoczesny obiektywizm i rzetelność dziennikarska (istnieje jeszcze takie pojęcie?) w bardzo europejskim wydaniu.

Żeby odnieść się do tematu, proponuję posłuchać i obejrzeć fragment wywiadu TUTAJ (ma tylko 1:15 minuty, więc nie zabiera dużo czasu - niestety nie mogę go wkleić).

Kiedy usłyszałem, jak to poseł Niesiołowski zamierza wysyłać głodne dzieci na szczaw, nie wiedziałem jak zareagować. Dopiero po wysłuchaniu wywiadu doszedłem do wniosku, że ktoś tu przesadza, a Niesiołowski - który w wielu sytuacjach budzi moją niechęć - ma tu rację. Nie można negatywnie oceniać kogoś po tym, jak trafnie porównuje dwie wersje głodu - swoją z autopsji i dzisiejszą, gdzie niedożywione dzieci to nie to samo i zdobycie pożywiena nie jest tak trudne jak we wczesnych latach powojennych.

Samemu nie chciało mi się wierzyć w raport fundacji "Maciuś", mówiący o 800 tysiącach niedożywionych dzieci w Polsce, więc postanowiłem go znaleźć. Oczywiście znalazłem i jeśli ktoś ma ochotę, może go sobie przeczytać TUTAJ.

Gdybym nie myślał racjonalnie, byłbym się przeraził. Chcąc być obiektywnym zacytuję dokładnie (łącznie z pogrubieniem i podkreśleniami) dwa istotne wnioski wyciągnięte już na początku raportu:


  • Skala problemu jest ogromna. W opinii nauczycieli, pracowników szkoły i pracowników ośrodków pomocy społecznej prawie co dziesiąte dziecko w Polsce jest niedożywione. Oznacza to, że około 800 000 dzieci w naszym kraju cierpi głód lub potrzebuje natychmiast dodatkowych posiłków.
  • Większość dzieci cierpiących głód nie otrzymuje praktycznie żadnej pomocy poza szkołą.

Okazuje się, że nie o niedożywieniu już mówimy a o głodzie. Jak dla mnie jest to istotna różnica, chyba że ktoś tak pisał raport, aby wywrzeć odpowiednie wrażenie - zagranie godne licealisty zaślepionego ideałami a nie poważnego opracowania. Jak takie głodne dziecko nie zje w szkole, to nie zje wcale - najgorsze są weekendy bez szkoły.

Od razu skojarzyło mi się z Judytką, która wiele mogłaby powiedzieć o głodnych dzieciach w Afryce. Tam dzieci naprawdę umierają z głodu i nie są to jednostkowe przypadki.

Nie twierdzę wcale, że nie ma w Polsce niedożywionych dzieci jak też takich, które chodzą czasem głodne. Ciekaw byłem skąd te 800 tysięcy cierpiących głód dzieciaków się wzięło i kto je policzył.

Jest też kilka innych wniosków, ale mniej istotnych.
  • Nauczyciele skutecznie rozpoznają objawy niedożywienia u dzieci. Najczęściej u uczniów, którzy przychodzą do szkoły bez śniadania lub nie mają jedzenia ze sobą. Zwracają również uwagę na dzieci, które nie posiadają podstawowych przyborów szkolnych i te, u których zaczęły się kłopoty z nauką.
Tu pozwolę sobie na obserwację z własnego podwórka, czyli na przykładzie kilkorga dzieci z rodziny. Dziecko, które idzie do szkoły na 8.00, obiad w szkole ma po 11.00 i kończy lekcje koło 13.00 przeważnie nie bierze ze sobą kanapek. Szkoda nerwów i zmarnowanej żywności, zwłaszcza że po powrocie czeka w domu "prawdziwy" obiad. Czasem bierze jakiś owoc lub - o zgrozo - wafelka i to czasem w dodatku w czekoladzie przy chłodniejszych dniach (rozpuszcza się i lepiej brać wafelki bez polewy). Skąd nauczyciel wie czy dziecko jadło w domu śniadanie - nie mam pojęcia.

Brak przyborów szkolnych wynika w większości ze słabej sytuacji materialnej rodziny, ale jest też wynikiem niszczenia ich przez dzieci i niedopilnowania przez rodziców, żeby wszystko co potrzebne do szkoły znalazło się w plecaku lub zostało dokupione, kiedy się zgubi temperówka piąty raz w miesiącu.

Żeby kłopoty z nauką brały się tylko z głodu, to byłbym w siódmym niebie. Wystarczy tylko dać dzieciom jeść i wszyscy się uczą dobrze, bo innych czynników wpływających na stan emocjonalny dziecka z pewnością nie ma.

Znalazłem też taki kwiatek: "Z doświadczenia Fundacji "Maciuś" wynika, że w skali Polski ponad 10% uczniów pozostaje poza obszarem działań opieki społecznej i innych instytucji działających w zakresie dożywiania".

Mam nadzieję, że to błąd logiczny, bo jakoś nie chce mi się wierzyć, że 90% polskich dzieci korzysta z pomocy społecznej. Może chodziło o te mityczne 800 tysięcy?


I dochodzimy do tego skąd te liczby się wzięły. Ano z badań telefonicznych na 800 osobach z różnych województw reprezentujących szkoły i ośrodki pomocy społecznej. Takie badanie to można robić badając, którego z celebrytów chcemy na prezydenta, tudzież ile poparcia zyskał prezes po prezentacji iPada,a nie w poważnej sprawie.

Z badań wyszło, że najwięcej niedożywionych dzieci jest w województwach: dolnośląskim i pomorskim, zaś najmniej w podlaskim i małopolskim.

Jakie ja bym z tego wyciągnął wnioski? Bardzo proste - województwo warmińsko-mazurskie, które ma najwyższy w kraju wskaźnik bezrobocia ma o jedną trzecią mniej (procentowo) głodnych dzieci niż pomorskie, gdzie wskaźnik bezrobocia jest dużo niższy - może zrównać szanse i zwiększyć tu i ówdzie bezrobocie? ;-)

Kpię sobie, ale nie z problemu, tylko z mało rzetelnych, choć jak myślę przeprowadzonych w dobrej wierze badań. Takie badania powinny być robione nie przez kogoś na zlecenie fundacji, tylko przez państwo i podawać liczbę dzieci, którym trzeba pomóc co do sztuki.

Nieco o szczawiu, bo strasznie długa notka wyszła. Zbierałem i ja niejednokrotnie szczaw i nawet lebiodę, z której prababcia gotowała na wsi zupę. Jako gówniarz chodziłem na nadmorskie wydmy zbierać rokitnik, klejący się i z kolczastych krzewów, jako zamiennik cytryny, o które w PRL-u nie było łatwo. Zbierało się aronię i truskawki u gospodarza, który za zerwanie pewnej ilości kobiałek dawał jedną do domu. Te wyśmiewane mirabelki jedliśmy na podwórku niemal codziennie i nie zdążyło spaść tak dużo ilu było chętnych. Do tego morwy i orzeszki z buczyny. Nie z głodu, choć w domu się nie przelewało. Chleb z wodą i z cukrem był normalką - dziś mogą podać za takie jedzenie do opieki społecznej.

W szkołach nie było cateringu a zwykłe kuchnie, gdzie panie kucharki doskonale wiedziały kto ma jaką sytuację w domu i komu wygospodarować nieco jedzenia na dokładkę. Pani ze świetlicy czy pani woźna też wiedziały wszystko o rodzicach dzieci. Dziś nie wie tego nawet wychowawca.

Wyrzuca się u nas dużo jedzenia. Dużo owoców się też po prostu nie zbiera. Mało kto robi przetwory na zimę i ten przysłowiowy już szczaw pakuje w słoiki.

Ja posłowi Niesiołowskiemu tym razem wierzę i na koniec fotki z przebiśniegami, bo jak szczaw wygląda wszyscy chyba wiedzą.


Widać to zgniłe jabłuszko koło przebiśniega?


No to teraz nieco szerszy plan. Ładne kwiatki? Jesienią zjadłem dwa jabłka - były dobre, ale dzieciaki teraz mają pełno w dupie i jabłek jadły nie będą -  wolą banany lub mandarynki. Chodzą do szkoły bez śniadania, więc pewnie głodują...




31 komentarzy:

  1. Nie takiej tezy, nawet najbardziej absurdalnej, której nie dałoby się uzasadnić. Niektóre, jak choćby tzw. globalne ocieplenie, okazały się ściemą, która służyła wyciąganiu kasy przez różne szemrane organizacje i zespoły naukowe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie najbardziej przeraża to, że są jeszcze ludzie, którzy bez pomyślenia wierzą w każde słowo pisane lub podane w telewizji. To tak jak ze słowem "dupa" napisanym na płocie - facet chciał pogłaskać i drzazga w rękę mu weszła. ;-)

      Usuń
    2. Tez nie wierze w te absurdalne ocieplenia i inne głupstwa, wielkie fundacje i rozwrzeszczane akcje, dzieki ktorym powstaja przepiekne, piekielnie ( by brzydziej nie powiedzieć, bo blondynce i kobiecie nie wypada, choc na pewno wiecie jakie szpetne słowo cisnie mi sie na usta)drogie budynki administracyjne, a biedne dzieci - owszem - przy okazji tez cos zyskają. natomiast liderzy tych napompowanych akcji wyrastaja na celebrytów. okazuje się , kiedys miałam przed oczami takie zestwienia, że fundacje, które nie są pupilkami mediów i władzy, skromnie, bez rozglosu zbieraja tyle co te wielkie. wierze tylko w pomoc bezposrednią. A co do mediów. Jeden nieznaczący, lokalny konflikt mozna rozdmuchac do rozmiarów swiatowego, a inny ważniejszy - wyciszyć. Jedną manifestację zrzeszająca tysiące ludzi, mozna za pomoca kamery - zmniejszyć do garstki ludzi, a garstke ludzi - za odpowiednim ustawieniem tejże, mozna przedstawić jako tłum. Dziennikarze róznych stacji zachowuja się nie jak bezstronni fachowcy, ale jak "strony w sprawie". Moim zdaniem w tym nieprofesjonalnym zachowaniu celuje pani Olejnik, gotowa rzucić się z zębami na osobe , która smie miec inne zdanie. ale się rozpisałam, chyba straciłam wątek, a mialo być o szczawiu i mirabelkach...

      Usuń
    3. Zdecydowanie muszę przyznać Ci rację. Mnie też czasami cisną się na klawiaturę słowa, że sam się muszę powstrzymywać. Teraz z pewnym rozbawieniem słucham koncertu życzeń, jakie dziennikarze mają do przyszłego papieża i co POWINIEN zmienić tak, żeby lewaccy ateiści byli zadowoleni. To już ludzkie pojęcie przekracza, że wpieprzają się nawet w takie rzeczy, co do których nie mają kompletnie nic do powiedzenia. Ale lewactwo tak ma... :-)

      Usuń
  2. Sporadycznie ogladam i slucham wiadomosci... Trzeba cos wiedziec, ale trzeba to cos, co sie dowiem przesiewac przez trzy sita: czy to prawda, czy to jest dobre i czy to jest konieczne, abym to wiedziala... Na swiecie codziennie dzieje sie bardzo duzo dobra i o tym sie nie mowi, a jestem pewna, ze dzieki temu dobru wszyscy jeszcze chodzimy po tej naszej jeszcze pieknej Ziemi. A co do glodu istnieje wszedzie. Glod zawsze jest glodem czy bedzie w Afryce czy w Polsce i to poniza nas wszystkich nie tylko tych bogatych, ktorzy posiadaja 65% bogactw ziemi i pieniedzy... I nikt z nas nie jest tak biedny, by nie mial sie czym podzielic z bliznim...
    Serdecznosci
    Judith

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację Judytko, pokazywanie dobrych rzeczy w mediach nie jest nośne i słabo się sprzedaje. Dla nich "bad news is a good news". Wiem, że są gdzieniegdzie niedożywione dzieci, ale takie przedstawienie tematu mnie nieco ubodło. W takich tematach nie można odstawiać lipy... Mam nadzieję spotkać na swojej drodze wiele osób, które podzielą się ze mną kromką chleba. :-)

      Usuń
    2. zgadzam się z Judytą i ucze tego dystansu do mediów mego syna: przesiać wszystko trzy razy i samemu uzywac mózgu i krytycznego myslenia :)

      Usuń
    3. I to jest jedyne sensowne rozwiązanie. Ludzie za mocno wierzą w propagandę i nawet z podanych faktów nie wyciągają własnych wniosków, tylko czekają na podanie diagnozy i jedynie słusznych rozwiązań. Komuś na tym zależy, żeby mieć bezmózgie społeczeństwo.

      Usuń
  3. słuchałam i myślałam - o kurcze, będę się musiała kłócić z mironqiem bo uważam, że Niesiołowski ma rację.
    odniosę się do tych owoców i przetworów - robię dość dużo bo lubię wiedzieć, co jemy. Np mój dżem to owoce plus cukier, koniec składu.
    Zawsze mam też nadwyżkę owoców i kilkakrotnie proponowałam osobom korzystającym z różnych form pomocy społecznej - przyjdź, urwij sobie, zrobisz dzieciom soku, dżemu i kompotów. Zawsze spotykam się z pretensjami i wymówkami - nie opłaca się, to tyle roboty. Tu sedno - wykształciła się roszczeniowa postawa i jest przekazywana potomstwu - gdyby ta matka przyprowadziła syna, razem zrywaliby te owoce, potem cierpliwie myli słoiki itd to może udałoby się pokazać dziecku, ile pracy trzeba włożyć w zdobywanie jedzenia.
    Muszę dodać, że gotowe przetwory przyjmuje z radością.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To samo mówił w radio człowiek z fundacji pomagającej biednym rodzinom na terenie Gdańska i okolic. Z pięciu ton żywności jaką rozdał ostatnio szacuje, że przynajmniej jedna wylądowała na śmietniku. Dać komuś olej, jajka i mąkę? olej się przyda do smażenia kotletów, z jajek zrobi się jajecznicę, a mąkę się wyrzuci za rok. Bo żeby coś z tej mąki zrobić - ciasto czy nawet naleśniki, to trzeba fizycznie robić. A to albo się nie umie a z pewnością się nie chce... Czasem ręce opadają. :-)

      Usuń
  4. Statystki to też jakaś forma zakłamania rzeczywistości.
    A tak abstrahując od polityki trzy tygodnie temu jadłem szczawiową.
    W dzieciństwie zaś szczaw na surowo. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam, że dawno szczawiowej nie jadłem - chyba gdzieś we wrześniu. Trzeba będzie się rozejrzeć za szczawiem w słoiczkach, bo latoś nie było mnie w kraju, żeby przetwory takie naszykować. W dzieciństwie robiło się wiele rzeczy, które dziś dzieciakom nawet na myśl nie przyjdą - mamy czasy konsumpcjonizmu i tylko forsa i firmowe gadżety się liczą. Pozdrawiam :-)

      Usuń
  5. Przeczytałam Twój tekst bardzo dokładnie i powyższe komentarze też. Odpowiem przykładem z życia wziętym:
    Moja koleżanka była dyrektorką w jednej ze szkół podstawowych na warszawskiej Woli /to dzielnica robotnicza, w tej chwili jest tam mnóstwo bezrobotnych/. Dla dzieci z rodzin biednych były tam obiady bezpłatne - było tam dużo takich dzieci. Kiedys koleżanka przyszła do mnie w niedzielę i wychodząc powiedziała, że jutro znowu bedzie miała koszmarny dzień. Powiedziałam, że nikt nie lubi poniedziałku. A ona na to: "Ale ja w każdy poniedziałek wracam do domu chora psychicznie, bo rano na korytarzu mdleją mi dzieci. Na początku nie wiedziałam dlaczego tak się dzieje, potem okazało się że mdlały te dzieci, które były z biednych rodzin. Mdlały dopóki nie dostały obiadu - z głodu. Jak się ich pytałam kiedy coś ostatnio jadły, to wszystkie mówiły, że ostatnio jadły obiad w piątek w szkole...". Oczywiście nie można uogólniać, niektóre nie jadły pewnie dlatego, że rodzice wszystko przepijali.... Niemniej problem istniał i podejrzewam że jego rozmiary sa coraz większe. Oczywiście te liczby są przesadzone, ale....
    Mam dyżurne dziecko, które na mnie prawie codziennie czeka przy piekarni żebym mu bułkę kupiła. Kupuję, bo wiem, że jest biedne.
    A że dużo żywności się marnuje i że chleb się wyrzuca - to też prawda. I że nikomu nie chce się zbierać owoców z drzew i robić przetworów - to też prawda.
    P.S. Szczawiowej akurat nie jadłam bo jej nie znosiłam, ale cebulkę duszoną na maśle z chlebkiem w dzieciństwie codziennie jadłam.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że gdzieniegdzie problem głodnych dzieci jest realny. Chodziło mi jedynie o pokazanie, że skala problemu jest nieco inna. Są setki organizacji charytatywnych pomagających dysfunkcyjnym rodzinom. I pomagają one lepiej niż opieka społeczna, która poza zasiłkami i obiadami dla dzieci w szkole niewiele robi. Z drugiej strony sam widziałem, jak facet sprzedawał za grosze otrzymane z jakiegoś banku żywności kasze, makarony i inne produkty, bo chciał mieć na jabola.

      Bułkę potrzebującemu - zawsze, pieniądze - nigdy. :-)

      Usuń
  6. Stokrotka opowiada o życiu w dużym mieście, gdzie dzieciom jest dużo gorzej niż na wsi. Demoralizacja dorosłych zawsze odbija się na sytuacji dzieci. Na wsi postawa roszczeniowa jest absolutną normą. Dostaję piany na ustach gdy słyszę ciągłe pretensje nałogowej alkoholiczki, która połowy obrządku nie jest w stanie dopilnować, bo już jest po piwie i jej pretensje o fatalną klasyfikację mleka z jej gospodarstwa.Strasznie narzeka, że rolnictwo to ciężka praca. Tak, ale pokażcie mi lekką pracę. Słyszę tu o dotacjach które idą w pierwszym rzędzie na nowszy model samochodu, o stylu życia głownie na piwie, papierosach, o żywieniu dzieci chipsami i napojami sztucznie barwionymi nie wspomnę. o kredytach umarzanych w 90% i o pretensjach, że w ogóle za coś muszą choć trochę zapłacić. Brać, brać, bo wszystko się należy, to jest polityka całkowitej demoralizacji. Nie przypominam sobie, żeby należało mi się coś tylko dlatego że mieszkam w mieście.
    Najbardziej mnie ruszyła sprawa sąsiada, który w wieku 55 lat przechodził na rentę strukturalną!!!
    Nie płacił 10 lat Krusu, więc miał zaległości. Miał ojcowiznę w postaci nieuprawianej roli 6ha, którą komuś dzierżawił i miał na życie dla rodziny. Sam nierób jakich mało. Sprzedał więc całą ziemię po cenie rynkowej sąsiadowi z innej wsi( ma dwoje dzieci), wpłacił za Krus z odsetkami (sprawdżcie stawkę!!!)i dostał 2500zł renty do skończenia wieku emerytalnego. Mnie by się to też podobało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mamy idiotyczny system, a zanosi się na to, że będzie jeszcze gorzej. Mnie szlag trafia jak rodzinka ze wsi tłumaczy mi, że się nic nie opłaca robić i wszystko się należy. Bardziej dlatego, że nigdy im nie potakuję, jak by sobie życzyli. Mam identyczny jak Ty punkt widzenia na te sprawy.

      Teraz są modne automaty do wypieku chleba. Sam nie posiadam, bo nigdy nie szedłem za modą lub podążałem za nią z pewnym poślizgiem. Fajne to jest? Fajne. Ale już słyszałem od kogoś, że się nie opłaca, bo trzeba robić i jeszcze za prąd płacić.

      Ryż, mąka, drożdże czy makaron nie są takie drogie, a najeść się tym można. Nie przyjmuję do wiadomości, że nie można WSZYSTKIM biednym zapewnić jedzenia. Trzeba tylko pomyśleć i sensownie to zorganizować.

      Usuń
  7. nie od dziś wiadomo, że media "czarują" naszą rzeczywistość.
    Z dzieciństwa pamiętam, że chodziłam z koleżankami na szczaw, wszyscy go uwielbialiśmy:) Do dziś to mi pozostało.
    W ubiegłym roku dziesiątki kilogramów dojrzałych jabłek leżały pod jabłonkami w Sandomierzu i nawet pies z kulawą nogą do nich nie podszedł. Pewnie dziś wyglądają tak, jak te z Twojego zdjęcia. Oczywiście wcale to nie świadczy o tym, że nie ma głodu, ale na pewno świadczy o marnotrawstwie.
    Chleb zmoczony wodą z cukrem Kryształem był przysmakiem dla mnie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. co do subskrypcji - napisałam u siebie w komentarzu.

      Usuń
    2. Nie wiem czym to jest spowodowane, ale zauważam, że więcej żywności wyrzucają ci, którym się nie przelewa. Ktoś, kto ma forsy jak lodu rzadko kiedy wyrzuci całą kapustę, gnijące jabłka czy wyleje do kibla pół garnka zupy. U ludzi żyjących z renty i alimentów widziałem już sporo obrazków świadczących o marnotrawstwie jedzenia.

      No i powiedz mi Iwo proszę, gdzie teraz znaleźć kandydatkę na żonę o umiejętnościach Twojej babci. Mimo, że kobiety nie znam nawet ze słyszenia to wiem, że kiedy musiała, potrafiła gotować i nie przerażała ją myśl, że w odpowiednim czasie trzeba zrobić przetwory. Wszystkie babcie tak miały!

      Ostatnio, przy sprawie koniny w wołowinie padł pomysł niemieckiego ministra, żeby mięso wycofane ze sklepów rozdać biednym, bo jedynym jego mankamentem było to, że była domieszana konina a nie jakieś zastrzeżenia sanitarne. Jak się na niego rzucili, to żal było patrzeć...

      Usuń
  8. Popieram Twoją argumentację. Zgadzam się z każdym słowem komentatorów. Media kreują rzeczywistość, która jest różna ale nie tak tragiczna jak to usiłują pokazać media Rydzykowe i pro pisowskie. Im była potrzebna kampania pokazująca biedę jako przykład złych rządów Tuska. Każdą rzeczywistość da się naciągnąć do postawione z góry tezy o biedzie. Niestety, bardzo wielu ludzi odbiera to jako prawdziwą prawdę, bo przecież mówili w telewizji.
    Zła to zabawa nastrojami społecznymi i wszyscy będziemy za to płacić. Mąciciele również.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda Panie Dzieju - niestety... Ja już dawno uświadomiłem sobie, że gdyby jakaś partia w swoim programie zapisała, że przez całą kadencję nie uchwalą żadnej ustawy i będą tylko brali pieniądze należne posłom, to byłbym na nich głosował. Nie psucie czegoś jest też przecież zaletą. Każdy papier uchwalony przez naszych wybrańców narodu pociąga przecież za sobą wydatki z budżetu. Każdy! Nawet jakaś nic nie znacząca uchwała - w końcu trzeba ją wydrukować i powielić w iluś egzemplarzach. A głodne dzieci w patologicznych rodzinach będą zawsze, dopóki system będzie biurokratyczny i tabelki będą ważniejsze od konkretnego człowieka. :-)

      Usuń
    2. Daj się zaprosić i wpadnij, aby zapoznać się z moją opowieścią o szczawiu:
      http://tatulowe.blog.onet.pl/2013/03/09/ja-tez-mam-swoja-opowiesc-o-szczawiu/

      Usuń
    3. Z miłą chęcią. Ponad 24 godziny byłem odcięty od sieci i chciałem najpierw odpowiedzieć na komentarze. Już pędzę...

      Usuń
  9. Ostatnio bieg u mnie był, więc nie od razu mogłam spokojnie tu poczytać.
    Z zaciekawieniem przeczytałam Twoje myśli. I komentarze również. Układałam nawet sporą wypowiedź, jednak ostatecznie doszłam do wniosku, że powtórzyłabym tylko to samo innymi słowami.
    Chciałam jednak od siebie dopisać, że wypowiedź pana Niesiołowskiego (jakkolwiek mająca bardzo słuszną intencję) wydaje mi się groteskowa i zwyczajnie banalna... Ot, tyle mojej mądrości w tym temacie. Na forum publicum, bo w głowie cały czas się z tym tematem mierzę. Dzięki za kij w mrowisko...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wypowiedź może i banalna, ale jej nagłośnienie spowodowało spore skutki. Mam nadzieję, że nie tylko memy i ganianie posła przez pisowską młodzieżówkę ze słoiczkiem szczawiu. Może ktoś się na poważnie weźmie za problem i dokładnie chociaż oszacuje zjawisko. To nie jest problem, którego nie można szybko rozwiązać. Trzeba tylko znać skalę i wiedzieć jak pomóc. :-)

      Usuń
  10. "A dla kogo ten wywiad?" pytał Smoleń w jednym ze skeczów kabaretu TEY i czasem takie mam odczucie słuchając różnych telewizyjnych rozmów. Oglądalność a nie sensowność jest dziś główną siłą napędową mediów. I sensacja, którą można rozrabiać cały dzień do znudzenia. Boleję nad tym.
    Głodne dzieci to niewątpliwie temat wstydliwy, to zjawisko, które należy wyrugować, ale nie medialnymi wrzutkami. A systemowych rozwiązań brak, niestety. Jak się zrobi afera, ktoś wystąpi przed kamerą, coś obieca, ale na drugi dzień sołtysowi w Wąchocku urodzi się cielę o dwóch głowach i problem głodnych dzieci traci na atrakcyjności.
    Nie zauważyłam, żeby jakiś tzw.telewizyjny temat był stale pilotowany, żeby presja zmusiła urzędników do skutecznego (albo choć jakiegokolwiek) działania ; gdyby tak było, nie oglądalibyśmy znowu zielonego mięsa i obślizgłych kiełbas.
    A to tylko drobny przykład sposród wielu.

    Szczaw i mirabelki jadłam, a jakże. I jeszcze papierówki i ulęgałki z podwórzowych drzew.Niemyte.
    Natomiast chleba z wodą i cukrem nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doskonale wiem, że media rządzą się swoimi prawami, ale ostatnio jakoś bardziej się t ym wkurzam. Chyba się starzeję. Może to menopauza, czy inne cholerstwo? ;-)

      Gdzieś mi uciekło, ale kiedy zaginęli himalaiści pod Broad Pikiem, widziałem jakąś wrzutę w internecie typu "co sądzą rodzice zaginionych". Media zwietrzyły krew i zaczynały dobijać się do rodzin, zupełnie jak hieny. Brr... gdybym dorwał jakiegoś dziennikarzynę w takim momencie...

      Trzeba takie kwestie systemowo, tylko znając naszych polityków, skończy się to zwiększeniem zatrudnienia w mopsach, a głodne dzieci dalej będą ganiać po ulicach.

      Usuń
  11. Gdybyś szukał wspólnika do "dorywania", to ja jestem chętna.
    Dzisiaj (właściwie to już wczoraj) była jakaś kolejna rozmowa o himalaistach. Ja się zwyczajnie poryczałam z żalu, choć nie znałam tych ludzi ani nie mam nic wspólnego z himalaizmem. Ogrom tragedii trzasnął mnie znowu jak grom z jasnego nieba.
    A tam niby delikatnie, ale jakoś tak niezbyt mądrze indagowali zaproszonych znawców tematu.
    W ciepłym studiu widocznie mózgi rozmiękają.

    To już zaczyna być nieznośne, że wszystko musi być "polityczne" a nie fachowe (proszę nie mylić z głośnym niedawno gabinetem fachowców).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W razie potrzeby skorzystam, choć myślę, że chyba jedynie rozhisteryzowanej paniusi mógłbym nie dać rady. ;-)

      Wszystko w nadmiarze szkodzi, a wydaje się, że taki festiwal indolencji, obłudy, braku rzetelności i upolityczniania wszystkiego dawno już przekroczył masę krytyczną możliwą do strawienia przez normalnego człowieka.

      Usuń
  12. Jest tak jak piszesz. To nie jest badanie. Co najwyżej sondaż, do tego nieprecyzyjnie przeprowadzony, i z błędnymi założeniami. Wystarczyło poprosić pediatrę do badania i powiedziałby jak ocenić i w jakich przedziałach wiekowych stopień niedożywienia. O braku cyrkla i linijki jako kryteriach niedożywienia nie wspominam, bo na żadną tego typu korelację wspartą badaniem naukowym się nie powołują. Poza tym cel jest jasny: umotywowanie potrzeby swojej pracy i uzyskanie dotacji, a przynajmniej wpłat od darczyńców. To zrozumiałe, bo problem jest, ale wpływa na wyniki.
    Skoro tak diagnozują niedożywienie to jak mogą trafić do potrzebujących?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sporo już czasu minęło od napisania tej notki i wiele osób zabrało głos w tej sprawie. Mnie to od razu pachniało amatorszczyzną, bo w raporcie nie podano pytań ankietowych, a przedstawienie procentowych wyników było nieczytelne.

      Na 2,2 miliona dzieci w podstawówkach 800 tysięcy głoduje? To by znaczyło, że mamy pierwsze miejsce na świecie, jeśli chodzi o głodujące dzieci.

      Po szeregu głosów takich jak mój, ale osób siedzących nieco wyżej zarządzono kontrolę fundacji "Maciuś". 550 tys. PLN przeznaczyła ona w ubiegłym roku na dożywianie, a 2 mln PLN na "usługi obce". Mnie to wygląda na pralnię, ale niech się tym zajmą odpowiednie służby.

      Dane wziąłem stąd:
      http://trojmiasto.gazeta.pl/trojmiasto/1,35636,13555761,O_raporcie_ws__glodu____To_skandal_i_amatorszczyzna_.html#LokTrojTxt

      Usuń