wtorek, 5 marca 2013

63. Chwalmy się dziećmi...

Na początku podziękowania dla Lecha Wałęsy. Prosto i dobitnie powiedział, że nie podoba mu się homoterror i narzucanie przez mniejszość swojego zdania większości. Niepotrzebnie dał się podpuścić redaktorzynie, który przy temacie reprezentacji homoseksualistów zasugerował ich przesadzanie w ławach poselskich.

Nie wiem ile osób podziela pogląd byłego prezydenta, że nachalna kampania homoseksualistów jest już bardzo męcząca i budzi coraz więcej odruchów sprzeciwu.  Wiem jednak, że takich ludzi jest w Polsce zdecydowana większość. Oczywiście, nie w światłych mediach, czy nawet wśród autorów czy czytelników blogów - raczej wśród prostych ludzi nie zainfekowanych polityczną poprawnością i twierdzących, że szkoda czasu i pieniędzy na to, żeby posłowie zajmowali się takimi pierdołami.

Mowa nienawiści, która ma być karana, też dotyczyć ma głównie obrażania homoseksualistów. Powiesz heteroseksualnej kobiecie: "ty dziwko!", to ją jedynie obrazisz. Jeśli te same słowa skierujesz do lesbijki - możesz iść siedzieć za mowę nienawiści.

Ale ad rem.

Rodzice lubią się chwalić osiągnięciami swoich dzieci. Widać to zwłaszcza wtedy, kiedy dzieci są małe. A to śliczna laurka, a to nauczyło się dziecko wierszyka czy skocznej piosenki. Przodują w chwaleniu zwłaszcza dziadkowie, a raczej babcie, nie mogąc się nachwalić wnuczętami. I słusznie. Normalny rozwój małego dziecka jest zawsze powodem do dumy - tym bardziej, że dzieci robią szybkie postępy, które nas jednocześnie i cieszą i fascynują.

Kiedy dzieci chodzą już do szkoły, nie wypada chwalić się tym, że dziecko nie chodzi na wagary, odrabia lekcje i przechodzi z klasy do klasy. Tu powód do chwalenia się musi być już taki, który wystaje ponad średnią - a to jakiś konkurs czy olimpiada przedmiotowa, gra na instrumencie, sukcesy sportowe czy niebanalne zainteresowania.

Kiedy dzieci są już dorosłe, możemy się chwalić tym, że wyrosły na porządnych ludzi, odnoszą sukcesy zawodowe, lub realizują swoje pasje. Samo stwierdzenie z dumą, że syn czy córka zdobył jakieś stanowisko, kupił dom czy jeździ z rodziną na narty jest uzasadnione - nie każdy jest wybitnym naukowcem, sportowcem czy artystą.

Doszła teraz nowa kategoria chwalenia się. Ostatnia kampania promuje chwalenie się homoseksualizmem swoich dzieci. Patrz sąsiadko - mój chłopak lubi robić to w łóżku z kolegą. Jaka jestem z tego dumna!

Odwiedziłem  z ciekawości portal kampanii http://www.odwazciesiemowic.pl.

Być może jestem uprzedzony i starej daty, i skoro czyjeś dzieci nie dają innych powodów do chwalenia się, to odmienna orientacja seksualna może być tym, czym zdobędziemy podziw otoczenia.

Prócz polecanych filmów o homoseksualistach i poradach dla rodziców (to jedyne, co wydaje mi się sensowne - pomoc rodzicom) są też takie kwiatki:


"Oto tylko kilka nazwisk spośród tysiąca gejów, lesbijek, osób biseksualnych i transpłciowych, które miały ogromny wkład w historię świata i kulturę. Tak więc, twoje dziecko znajduje się w doborowym towarzystwie:"

Tu następuje lista nazwisk, z których połowy nie znam, a co do kilku mam wątpliwości, czy były homoseksualne, bo były ostatnio dyskusje o Marii Konopnickiej czy Michelangelo Buonarrotim znanym jako Michał Anioł. Nazwiska które znam budzą szacunek i chętnie byłbym wymieniany w ich gronie (oczywiście nie ze względu na preferencje). Część to jakieś aktoreczki, mało znani pisarze i celebryci.

Oczywistym wydaje się pytanie, czy lubi się muzykę Eltona Johna (u nich Elthon Jonh - ale chyba o niego chodziło), czy koncerty Czajkowskiego z powodu ich homoseksualizmu, czy raczej stworzenia czegoś niepowtarzalnego, co zapadło ludziom w serca i w pamięć. Przyznam, że koncert numer 1 na fortepian z orkiestrą rosyjskiego kompozytora jest najczęściej słuchanym przeze mnie utworem muzyki klasycznej - wcale nie ze względu na preferencje autora, o których zresztą nie wiedziałem i co nie przeszkadza mi docenić geniusz muzyczny.

Nie mam nic przeciwko homoseksualistom (oprócz narzucania mi nazywania ich słowem na g... i nachalnej propagandy), ale na piedestał mogę stawiać ludzi ze względu na osiągnięcia - nie za orientację seksualną, leworęczność czy wyznawane wiarę lub poglądy.

To lubię, tak samo jak wszystkie piosenki Freddiego Merkury:


35 komentarzy:

  1. tak się teraz zastanawiam (przeważnie zawsze piszesz tak, że nie da się kliknąć "dalej" tylko trzeba pomyśleć.
    Nie wiem, czy zauważyłeś - na wielu blogach o dorosłych dzieciach pisze się mało albo wcale bo one sobie po prostu tego nie życzą. Nie chcą ujawniania szczegółów z ich życia zawodowego i osobistego. Tak samo jest w realnym świecie. Dzieci nie lubią, jak się o nich gada. A co dopiero opowiadać, z kim sypiają! Jak można komuś zaglądać do łóżka i potem o tym rozpowiadać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taka sytuacja jest jak najbardziej zrozumiała. Nie ma przeszkód, żeby zamieścić na blogu zdjęcie córki czy wnuczka na kolanach Świętego Mikołaja (ja tam nie dorosłem i wciąż wierzę, w szacownego świętego z brodą, tak samo jak w krasnoludki), wykonaną przez dziecko laurkę, czy ludzika z kasztanów.

      Kiedy dzieci są już duże, nie umieszcza się ich zdjęć, nie pisze pod nazwiskiem o ich sukcesach czy porażkach, bo internet to jednak miejsce otwarte, i można im nie tyle zaszkodzić, co spowodować rodzinne spięcia. Ja nikomu do łóżka nie zaglądam i tego samego wymagam od innych.

      Wczoraj po północy oglądałem program Lisa i z politowaniem patrzyłem, jak "bezstronny" dziennikarz z uporem maniaka jak dziecko na "przywileje" mówił "prawa". Pouczony powtarzał kilkakrotnie, jakby przez to znaczenie miało się zmienić. To jest właśnie robienie widzom wody z mózgu. :-)

      Usuń
    2. Przywilej to jakiś akt prawny, z którego korzysta jedna grupa, a nie może inna i tej pierwszej zazdrości. Czego będą zazdrościć heterycy pederastom w razie ziszczenia niecnych planów tych ostatnich?
      Dawno, dawno temu w ZSRR opowiedziano mi taki kawał (dzisiaj już z brodą): "Wapros: prawda li eto szto znamienityj russkij kompozitor Czajkowskij jawljałsia pederastom? Atwiet: Prawda, no cenim my jewo nie tolko za eto".
      Pozdrawiam

      Usuń
    3. Słyszałem wczoraj, jak rozbierano konstytucję na przecinki - bo jest małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, przecinek, rodzina, przecinek... czyli związek partnerski nie musi być małżeństwem i można go podpiąć pod rodzinę. ;-)

      To, że w niektórych legitymacjach napisane jest, że przykładowo "posiadacz ma prawo do korzystania z biletów ulgowych" oznacza, że to prawo jest przywilejem a nie rzeczą dostępną dla wszystkich.

      Dowcip pamiętam i jest tu jak najbardziej na miejscu. :-)

      Usuń
    4. No, w porządku: posiadacz ma prawo do korzystania z biletów ulgowych, a inni nie mają i dlatego jest mu (posiadaczowi) lepiej niż tym pozostałym. Mais revenons a nos moutons - czego będą zazdrościć heterycy gejom posiadającym prawo / przywilej (jak zwał, tak zwał) do zawarcia związku partnerskiego? I dlaczego prawo do jego zawarcia należy uważać za przywilej?
      Pozdrawiam

      Usuń
    5. Nie wiem jak kto, ja nie zazdrościłbym niczego - nieco szlag mnie by jedynie trafiał, że coś umocowane prawnie można równie szybko zawiązać jak i rozwiązać bez żadnych poważnych konsekwencji i przynależą do tego przywileje w postaci na przykład dziedziczenia bez podatku czy inne należne dziś małżeństwom.

      Tu nie chodzi o dowiadywanie się o zdrowie partnera, prawo do pochówku czy dziedziczenie majątku, bo to wszystko można dziś załatwić u notariusza.

      To zresztą tylko forma przejściowa, bo sami homoseksualiści nie ukrywają, że jak to uzyskają to pójdą dalej.

      Nie uznaję prawa do zawarcia związku partnerskiego umocowanego prawnie za przywilej, a jako zamach na model rodziny i społeczeństwa.

      Usuń
    6. Nie zdziwiłem się wcale, że nie potrafiłeś powiedzieć, czego ktoś miałby związkom partnerskim zazdrościć. Więcej, gdyby było czego, to już dawno prawica by takim argumentem szermowała, zamiast używać wciąż nieczytelnego komunału o niesprawiedliwym przywileju.

      'Zamach' to poważne słowo, sugerujące zniszczenie czegoś lub kogoś. Oświeć mnie, proszę, co takiego w tradycyjnych małżeństwach miałaby zniszczyć sama prawna możliwość zawierania związków partnerskich?

      Proponuję przyjrzenie się systemowi prawnemu kraju, który chyba jako pierwszy wprowadził związki partnerskie (tzw. Pacs'y); zresztą zobacz sam: http://fr.wikipedia.org/wiki/Pacte_civil_de_solidarit%C3%A9. Francja jest krajem, w którym kościoły świecą pustkami, a wizyta u notariusza jest sprawą dość zwyczajną. A mimo to proponowana u nas wielkodusznie „umowa u notariusza” nie cieszy się tam wzięciem, a ilość Pacsów rośnie z każdym rokiem.

      Na wykresie widać, że w 2010 zawarto we Francji 251.654 małżeństwa tradycyjne i 205.558 Pacsów (w tym zaledwie 9.143 pomiędzy parami homoseksualnymi – to dopisek nieco niżej). Czyli że związków homoseksualnych było 9.143 / (251.654+205.55*) = 2%. A dokładnie o włos mniej niż 2 procent, bo wychodzi 1 i kilka dziewiątek po przecinku. Czego się obawiać? Jeżeli doczytasz szczegóły, to znajdziesz tam też informację, że Pacsowcy NIE MOGĄ adoptować dzieci.

      Czekam z niecierpliwością na Twoje wyjaśnienie, co związki partnerskie mogą odebrać małżeństwom (Instytucji Małżeństwa). Dlaczego z takim naciskiem wskazuje się tylko na możliwość zawierania związków homoseksualnych, pomijając zupełnie heteroseksualne związki partnerskie? No i to, co najbardziej mnie zastanawia: dlaczego na prawicy powszechnie uważa się, że nasze małżeństwa są tak słabe i chybotliwe, że pierwszy powiew dozwolonej inności musi je od razu zniszczyć i trzeba je chronić za wszelką cenę?

      Pozdrawiam

      Usuń
    7. Nie chce mi się wierzyć, że tak obficie przedstawiasz dane o PACS'ach a jakoś pomijasz informację sprzed niespełna dwóch tygodni, że większość homoseksualnych związków partnerskich zgodnie z uchwalonymi prawnie możliwościami przekształci się w małżeństwa mogące adoptować dzieci.

      Przedefiniowanie rodziny i małżeństwa jest zamachem na te instytucję. Dziś nie przeszło jeszcze wyrugowanie słów "mama" i "tata" z francuskich słowników, ale to tylko kwestia czasu, chyba że zanim wejdzie taka ustawa, sankcjonująca "rodzic1" i "rodzic2" nastąpi zmiana ustroju i wejdzie prawo szariatu. Wszak większość uchwala prawo.

      Spójrz sobie w Wikipedii, jak wygląda demografia we Francji i jak to się ma do ilości zawieranych małżeństw. Nie wiem, czy potrafisz na podstawie danych, które są, wyznaczyć trend, ale kierunek jest jednoznaczny. Skoro stworzono "łatwiejszy" model z podobnymi przywilejami, to na zamianie związku partnerskiego na małżeństwo zależeć będzie tylko homoseksualistom, bo to daje prawo do adopcji dzieci.

      Dlaczego pomijam heteroseksualne związki partnerskie? Odpowiedź brzmi: nie uważam za stosowne tworzyć czegoś podobnego do małżeństwa, z mniejszymi obowiązkami i podobnymi przywilejami.

      Takie coś nie zniszczy małżeństw, które już są - te, które mają się rozpaść i tak się rozpadną - ale podobnie jak we Francji zachęci młodych do pójścia na łatwiznę.

      To i ja mam pytanie: Jakie przeszkody mają dziś osoby heteroseksualne w Polsce, będące w nieformalnych związkach przed zawarciem małżeństwa? Może oprócz odpowiedzi "bo nie chcą".

      Usuń
    8. To okaże się po 4 kwietnia (czy Senat zaakceptuje małżeństwa 'dla wszystkich'). 329 za i 229 przeciw w Zgromadzeniu Narodowym wskazuje na zmiany obyczajowe we Francji.

      Zamiast załamywać ręce nad skłonnością młodych do łatwizny może lepiej zastanowić się, co zrobić, żeby małżeństwo faktycznie dawało korzyści (becikowe jest jedynym przykładem pomocy państwa, ale przyznasz, że dość groteskowym).

      Moje własne poglądy są tu proste: uważam, że związki partnerskie są dobrym rozwiązaniem. Z tym, że nie powinny dawać możliwości adopcji.

      Pytasz o opory osób heteroseksualnych wobec małżeństwa? Ależ większość jest bardzo prosta - chodzi o pieniądze. I to zarówno te, które dostaje się jako samotne matki i traci w razie zawarcia małżeństwa, jak i te związane z samym ślubem i, co też wcale nie jest drugorzędne, związane z ewentualnym rozwodem. Pacs jest zawierany poza kościołem, a rozwiązywany automatycznie w wyniku oznajmienia woli, więc nie pociąga za sobą kosztów. Sprawa nie ciągnie się latami i nie nie ma potrzeby pasienia zastępów adwokatów. Dla mnie ważnym jest też to, że to związek określony na chęci stron i łatwy do rozwiązania, więc nie ma mowy o postawie "już cię mam, jesteś moją żoną / moim mężem i MUSISZ...". A, z drugiej strony, w razie bezrobocia państwo płaci pacsowcom niższe pieniądze niż płaciłoby dwójce singli, więc pewnie też mu na tym zależy, bo wychodzi taniej.

      To tyle tych uwag pisanych na kolanie.

      Pozdrawiam

      Usuń
    9. Więc jednak okazuje się, że to ja jestem bardziej liberalny, co do czego miałem zresztą cały czas przekonanie.

      Ja nie chcę, żeby państwo wchodziło w moje życie z niepotrzebnymi regulacjami. Jeśli zgodziłem się na małżeństwo, to ponoszę tego dobre jak i złe strony. Nie chodzi tu bynajmniej o mnie, i że będę miał lepiej z podatkami, bo w mojej akurat sytuacji taniej będzie zatrudnić kochankę niż żonę. Takie są przepisy. Wolałbym też jasny i czytelny system podatkowy bez żadnych przywilejów i prawa działającego wstecz.

      Ty uważasz, że fajnie byłoby mieć związki partnerskie wcale nie dbając o zobowiązania, a jedynie o korzyści.Zarówno dla hetero jak i dla homo. Przecież gdyby stworzyć regulację, dającą możliwość zawarcia związku przyjacielskiego, będącego podobnym do partnerskiego, ale zawiązywanego i rozwiązywanego SMS-em, to ludzie gdzieś by mieli związki partnerskie.
      Same korzyści i kilka złotych na SMS.

      Nie wydaje Ci się, że jest to nie tylko zamach na rodzinę, jako podstawę państwa, ale także na zdrowy rozsądek?

      Piszesz o tym, że jesteś za związkami partnerskimi bez prawa do adopcji. Czy gdzieś lobby homoseksualne na tym poprzestało? Proszę o jeden przykład. Jeśli taki nie istnieje, możemy prowadzić akademicką dyskusję. Ja jestem otwarty.

      Chodzi o to, żeby dostawać dopłaty od państwa jak singiel samotnie wychowujący dziecko i ulgi jak małżeństwo, lub inne ułatwienia dla współspacza? Fajnie, ale z czyichś pieniędzy środki na to muszą iść. Ten model do mnie ni cholery nie przemawia.

      Borykamy się z problemem demograficznym. Może wzorem Niemców wprowadzić bykowe? (nie wiem czy weszło, ale były wprowadzone formalne propozycje w zeszłym roku). Ale jak w takim razie dawać homoseksualistom ulgi i jednocześnie ściągać haracz? Kiepsko widzę ustawy na żądanie niezgodne z logiką...

      Pozdrawiam :-)

      Usuń
    10. Mówisz, że nie chcesz, żeby państwo wchodziło w Twoje życie z niepotrzebnymi regulacjami, a na tym samym wydechu podkreślasz, że nie chodzi tu o Ciebie, tylko o innych. To może lepiej pozwól innym pragnąć takich regulacji, jakich sobie życzą, nawet gdy Tobie są one niemiłe, czy wręcz nienawistne.

      Mylnie rozpoznajesz związki typu pacs jako takie bez zobowiązań. Nie podzielam zdania, że jest to zamach na cokolwiek. Rodzina jawi mi się, co prawda, głównym elementem ładu społecznego, ale nie uważam, żeby zawarcie małżeństwa było warunkiem sine qua non dla jej istnienia. Dawno przełknięto konkubinaty, prawdopodobnie przełknie się i związki partnerskie.

      Jestem za związkami partnerskimi bez prawa do adopcji. Nie mam zamiaru odpowiadać za dążenia lobbies homoseksualnych, gdyż ich nie popieram. Swoje lęki kierujesz w tej chwili do niewłaściwej osoby, odnosząc mylne wrażenie, że gdy ktoś nie popiera Twoich wizji w całości, to musi być przedstawicielem najbardziej skrajnej gałęzi przeciwników.

      Pewna pomoc finansowa ze strony państwa skierowana do takich, którzy radzą sobie gorzej jest wpisana w wiele nowoczesnych państw (z tym, że u nas akurat działa to w ilościach śladowych). Kto tego systemu nie akceptuje, ten jest wypranym z empatii egocentrykiem uważającym, że socjalistyczna zaraza okrada go z jego ciężko zarobionych pieniędzy dla proletariackiej hołoty. A przecież taki system nie jest stworzony dla tej hołoty, tylko dla tych lepiej zarabiających, żeby ich ta hołota nie napadła z nożami, zabijając, grabiąc ich mienie, gwałcąc żony i córki.

      Bykowe. A gdyby tak pomyśleć o marchewce, a nie o kiju?

      Pozdrawiam

      Usuń
    11. Nie zabraniam nikomu chcieć - takie zakazy nigdzie na świecie nie funkcjonują. ;-)

      To nie jest tak, że jak coś ciebie nie dotyczy, to masz siedzieć cicho. Nie mam przykładowo kredytu, ale zainteresowany jestem sprawą naciągania staruszków na wymianę drzwi, kiedy podtyka się im pod nos umowę kredytową i biedak nawet nie wie, że podpisał umowę z bankiem, skoro w banku nie był i nikt z banku u niego nie był.

      Możesz być zwolennikiem związków partnerskich. Mnie to nie przeszkadza. Jeśli taka będzie wola większości narodu (jakoś nie jest to tożsame z wolą przedstawicieli narodu, bo ci kierują się bardziej przychylnymi opiniami mediów niż wolą wyborców) to można dawać ulgi na samotną matkę i pozwalać na rozliczanie się z partnerem. W każdym roku z innym, bo nie można ograniczać wolności w doborze partnerów. Może pojawią się ogłoszenia "partnerkę do rozliczeń sprzedam", tak jak teraz są "punkty sprzedam".

      W ostatnim akapicie miałbyś rację, gdyby te pieniądze zabierane wszystkim szły tylko na sensowną pomoc dla rodzin (i ludzi) ubogich, w trudnej sytuacji materialnej i życiowej. Ale tak nie jest. Mnie osobiście szlag trafia, kiedy w telewizji widzę reklamę "jedzcie ryby, bo są zdrowe", finansowane przez UE i ministerstwo (nie pamiętam jakie). Cóż... reklamy w telewizji są tanie i lepiej zamiast kupić kilka ton ryb dla biednych rodzin edukować nie wiedzących takich rzeczy, siedzących przed szklanym ekranem.

      Na każdą złotówkę ofiarowaną potrzebującym idzie przynajmniej dwa razy tyle na biurokrację i rozdział pieniędzy. Marchewka w temacie demografii - prosty system podatkowy i obniżenie obciążeń dla rodzin. Zatrzymanie dobijania gospodarki - wcale nie chcę, żeby ktoś coś "pobudzał", wystarczy jak przestaną przeszkadzać.

      Usuń
  2. O tempora, o mores! Lewica robi ludziom wodę mózgu, ale to minie, gdy nastąpi naturalny przesyt nachalnością, z jaką propagują poglądy o równości relacji jednopłciowych z dwupłciowymi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zauważyłem, że wiele osób nie chce się już wypowiadać w tym temacie, będąc zmęczonym nachalnością i takim wykręcaniem kota ogonem, że jak nie dasz im tego, czego się domagają, to godzisz w ich godność. Jakoś o godności bezrobotnych i ich dzieci, które chcą jeść nikt nie krzyczy.

      Usuń
  3. Mironqu,
    po prostu Ci dziękuję :)
    Raźniej mi się zrobiło... przez podobieństwo poglądów!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze piszę co myślę, co nie przychodzi mi zresztą z trudnością, bo jestem otwarty facet (proszę nie mylić, że jak otwarty, to da sobie cokolwiek wcisnąć). :-)

      Usuń
    2. I dla mnie też raźniej, dzięki!

      Usuń
  4. mogłabym wiele w tym temacie napisać, ale postaram się w kilku zdaniach. Nie interesuje mnie kto kim jest, byleby mi nie uprzykrzał życia - hałasem, nawracaniem, narzucaniem, chamstwem etc.
    Również orientacja seksualna innych ludzi nie jest w sferze moich zainteresowań. To dobrze, że żyję w czasach, gdy zaczyna mówić się o tym, co do niedawna było raczej niemożliwe. Cieszę się, że są rodzice, którzy kochają swoje dzieci bezgranicznie i potrafią zaakceptować ich inność, rozumiejąc czym jest rodzina i rodzicielstwo... Ale... Gdyby moja córka była lesbijką, nie byłby to powód dumy z niej, bo wg mnie jej orientacja seksualna, nie ma nic wspólnego z dumą rodzica i ja nie jestem dumna ze swoich dzieci dlatego, że mają taką, a nie inną orientację seksualną. To śmieszne! Jestem dumna z tego jakimi ludźmi są, czego dokonali etc.. Nie widzę też powodu, abym całemu światu miała oznajmiać, że ja jestem taka, a moje dzieci są takie. Wg mnie zatraca się granica między sprawami ważnymi i bardzo osobistymi, a sprawami, którymi trzeba się dzielić z innymi ludźmi dla osiągnięcia pewnych celów.
    Co do wypowiedzi Wałęsy - jest absolutnie niegodna, nie ma nic wspólnego z poszanowaniem drugiego człowieka i nie przystoi komuś, kto był prezydentem demokratycznego kraju, ale też nie dziwią mnie, gdy padają z ust podobnych ludzi. Daruję sobie ich określenie, ale nie są to ludzie z mojej bajki.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ivo! Byłaś tu kilka razy i z pewnością zauważyłaś, żem choć człowiek wierzący i ukrywać tego nie zamierzam, nikogo nawracać nigdy nie zamierzałem. Mało tego, na drugim blogu piszę tak, że i niewierzący przyjemność jakowąś z czytania mają (tak przynajmniej mniemam). Ale to przy okazji...

      Każdy rodzic kocha swoje dziecko, nawet jeśli to kardynalne błędy popełni i życia kogoś pozbawi. I wcale mnie to nie dziwi - sam bym pomocy nie odmówił. Też jestem rodzicem. Cóż dopiero mówić o kierowaniu przez potomka uczuć w tę lub inna stronę. Nawet jak się zakocha taki młokos w żonatej kobiecie, to rodzic ma kłopot, a dziecka nie wini.

      Ja jestem dumny z moich dzieci, kiedy zauważam, że wykorzystują nauczone, wpojone, czy jak tam zwał wartości i czasami przykładowo potrafią odpuścić, miast pchać się w bezsensowne przepychanki.

      Zgadzam się, że tzw. celebryckość, czyli ujawnianie sekretów alkowy schodzi coraz niżej i wcale mnie się to nie podoba.

      Nie wiem czy słyszałaś wypowiedź Wałęsy w oryginale - bo ja tak. Sam nie wymyślił sadzania posłów w ostatnich ławach, ale z rozpędu pojechał i z murem. Całkiem niepotrzebnie, co przypłaci pewnie karą dożywocia, za nawoływanie do eksterminacji ludzi o przeciwnej orientacji seksualnej (w ten deseń zawiadomienie wpłynęło do prokuratury). ;-)

      A ja cały czas się zastanawiam - czy ktoś tu jeszcze myśli normalnie?

      Usuń
    2. nie rozumiem trochę Twojej reakcji, bo przecież ja nie atakuję Ciebie, lecz wypowiadam swoje zdanie na temat otaczającej rzeczywistości. Tak, wiem do kogo przychodzę porozmawiać - kompletnie mnie nie interesuje światopogląd, orientacja etc., gdy ktoś jest człowiekiem sensownym. Jeśli mi coś nie odpowiada - unikam kontaktów tak w życiu blogowo-netowym, tak w życiu realnym:)

      Oczywiście, że oglądałam na bieżąco rozmowę z Wałęsą i szeroko otwierałam oczy ze zdumienia, bo z każdą chwil brnął coraz bardziej, aż zabrnął za mury. Wiem, że to prosty chłop i łatwo go zapędzić w kozi róg, przy czym wcale nie trzeba być wybitnym interlokutorem/dziennikarzem, by to sprawić. Niestety trzeba być w pewnym sensie ograniczonym, by godzić się na rozmowę w temacie, do którego mam staroświecki stosunek i żadnej tolerancji dla myślących inaczej. Nie winię za rozmowę dziennikarza, bo dziennikarz, wykorzysta każdą nadarzającą się chwilę, by zabłysnąć, także kosztem ośmieszenia rozmówcy, ale Wałęsę - starego faceta, który na pewne tematy powinien publicznie nie wypowiadać się, bo ich nie rozumie i sam siebie krzywdzi.

      Usuń
    3. Jeśli odczułaś, że Twoją wypowiedź odebrałem jako atak, to przepraszam, że niewłaściwie coś sformułowałem. Wcale tego tak nie odebrałem. Odniosłem się jedynie od kwestii nawracania i narzucania pisząc, że mnie ten temat nie dotyczy. :-)

      Masz rację że brnął i bardzo późno (jeśli w ogóle) zorientował się, że zabrnął w temat, o którym nie chciał mówić. Przecież wcale nie chodziło o to, gdzie kto ma siedzieć.

      Cóż. Też mam tradycyjny model pojmowania rodziny, który określany jest ostatnio jako "homofobia". Wydaje mnie się, że jestem patriotą, bo na święta narodowe wywieszam flagi i nawet chodzą na Paradę Niepodległości. Ale to się teraz nazywa "ksenofobia". :-(

      Ja jestem tolerancyjny i nie odbierałbym nikomu prawa głosu ze względu, że myśli inaczej, jest słabiej wykształcony, czy za stary. Wiem, że masz takie samo zdanie, a Wałęsa po prostu jest taki, że nie mieści się w żadnych ramkach i często jest kontrowersyjny. :-)))

      Usuń
    4. i powtórzę, największą krzywdę robi sobie sam... Milczenie jest złotem i o tym powinien mu ktoś z bliskiego otoczenia przypomnieć.
      Najważniejsze, że Ty, że ja wiemy, iż homofobami nie jesteśmy:)

      Usuń
    5. Milczenie? Niestety... nie da rady... Nasz były prezydent bez codziennego powtarzania, że "tymi ręcami i tymi palcyma sam obaliłem komunizm i pare flaszek", raz dwa byłby wyzionął ducha. ;-)

      Chyba nie chcesz go mieć na sumieniu? Jak dla mnie może powtarzać motto: "Nie o take Polske walczyłem". Już przywykłem. ;-)

      Usuń
    6. Ja przestałam go słuchać.

      Usuń
    7. Jest to dopuszczalna metoda :-)

      Usuń
  5. Nie mam czasu przeczytać, ale zapewne nadrobię w wolnej chwili, rozumiesz, geografia dała mi tylko pół godzinki przerwy co wykorzystałam na zmianę szablonu, lepiej? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie lepiej, ale sio z blogów i kuć do matury! ;-)

      Usuń
  6. Ale Ci się na blogu dyskusja rozpętała...
    A ja uważam że to jest kolejny temat zastępczy... który będzie się ciągnął i ciągnął.
    P.S.
    Nie wiem czy znasz ten adres, więc Ci podaję:http://joterkowo.blogspot.com
    bo byłam na tym finisażu -pisałam pod Twoim tekstem w związku z "Anodą"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dyskusje są potrzebne. Zwłaszcza wtedy, kiedy mogą być prowadzone w kulturalny sposób: bez wyzwisk, argumentów ad personam i narzucania komuś swoich racji na siłę.

      Byłem u Joasi na blogu kilka razy, jednak nigdy nie komentowałem - do dziś! :-)))

      Usuń
  7. I dlatego dzisiaj ściskam i Ciebie i Stokrotkę wirtualnie, ale bardzo, bardzo serdecznie.
    Właściwie mam kilka słów do powiedzenia na temat związków partnerskich, ale przeczytałam kilka Twoich postów wra z ze wszystkimi komentarzami i ...robię przerwę. Jutro tu wracam. Dobranoc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na kilku blogach zauważyłem, że niektórzy boją się wypowiadać swoje zdanie w tematach, które mogą uchodzić za polityczne. Boją się, że wypowiedzenie swojego zdania będzie odczytane, jako opowiedzenie się za jakąś partią polityczną. A to błąd, bo wkrótce nie będą mogli wypowiadać się na temat kotków lub sztuki, kiedy któraś z partii ten temat wrzuci na tapetę. Dla mnie jest to ubezwłasnowolnienie na własne życzenie.

      Przeczytałem gdzieś kiedyś takie motto: "Mam swoje zdanie i nie zawaham się go użyć". :-)

      Usuń
  8. Mnie to tylko gorzki chichot ogarnął jak w jednej chwili z ulubieńca salonów, tak chętnie cytowanym - jak jaki mesjasz i zapraszanym przez panią Monikę O, nadającą ton, kto jest ok, a kto ciemnogród- no więc w jednej chwili nagle Wałęsa przestał być ulubieńcem TVN, i nagle okazało się, że jest taki niefajny... i nieprawomyślny.
    Takie u nas wszystko , cholera, względne jest!
    Jak obrażano w Izraelu Polskie tenisistki wołając 'Katolickie s...i!', to pan Sikorski nie widzi żadnego problemu. Czy wyobrażasz sobie podobną sytuację, gdyby polscy kibice obrazili choc jednego zydowskiego zawodnika? Jestem pewna, ze Sikorski i premier juz by plackiem lezeli korząc się i przepraszając, a Olejnik piałaby oburzona o chamstwie Polaków. Ech, zycie. Lepiej już idę spać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo dla mediów tylko taki polityk jest godny zaufania i podziwu, który prezentuje linię polityczną przyjętą przez te media. Jak słyszę "obiektywne media", to nie wiem, w którą stronę turlać się ze śmiechu. :-)

      Każda gazeta i stacja radiowa czy telewizyjna ma swoją linię polityczną, zgodną z linią właściciela. TV Trwam zaprasza tylko PiS. Wyborcza lubi socjalizm, z Zetka ludzi przy władzy.

      Usuń
  9. Martwi mnie to, że szukanie sensownych uzgodnień - w tej i innych sprawach - rozbija się o solidną rafę politycznej hucpy. Ostatnio częściej oglądam występy różnych wybrańców narodu i nie mogę oprzeć się wrażeniu, że los par homo i hetero nie jest im tak bliski, jak los własnego bytu (za nasze pieniądze).
    To tak na marginesie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każde rządzenie polega na okopaniu się na własnych pozycjach, zapewnieniu sobie profitów i zabezpieczeniu solidnych odpraw. Później przychodzi czas na ustawienie rodziny, znajomych i partyjnych kolegów. Kiedy człowiek już się z tym upora, to trzeba zaczynać kampanię wyborczą i temu czas poświęcać a nie jakimś obywatelom. Jak się przegra wybory, to przychodzą inni i zaczynają cały ten rytuał od nowa. ;-)

      Co prawda trzeba parę nowych przepisów uchwalić, żeby nie piszczeli, że się nic nie robi - na szczęście te nie muszą być ani sensowne, ani nawet logiczne.

      Usuń