poniedziałek, 21 stycznia 2013

45. W XIX-wiecznym Wrocławiu.

Życie pełne jest przypadków. Jedni widzą w ich występowaniu działanie losu, inni palec Boży. Nie mnie oceniać odczucia innych, dla mnie jednak przypadki świadczą o tym, jak piękne i niespodziewane może być coś, co robi się bez większego planowania.

Ostatnio we Wrocławiu byłem nieco ponad 20 lat temu, pod koniec lat 80-tych. Dzięki uprzejmości dobrych ludzi, którymi świat jest naszpikowany, tylko ciężko ich zauważyć, udało mi się wtedy zobaczyć Panoramę Racławicką (która była nieczynna) i zdobyć bilety do Opery Wrocławskiej. Ciężko dziś wytłumaczyć młodym ludziom, że w PRL-u o bilety do opery nie było tak łatwo (zwłaszcza na ostatni moment), a dobre książki (że o encyklopedii nie wspomnę) załatwiało się przez znajomą panią w księgarni.

Tym razem do Wrocławia jechałem na spotkanie romeros, to jest ludzi, którzy przeszli na pieszo drogę od miejsca swojego zamieszkania do Rzymu. Jest ich znacznie mniej niż peregrinos, zdążających do Santiago de Compostela, bo to i droga trudniejsza i ułatwień w postaci znakowanego szlaku i schronisk dla pielgrzymów jak w przypadku hiszpańskiego camino nie ma.

Kilkanaście minut po szóstej wysiadłem na dworcu we Wrocławiu. Wcześniej w pociągu miałem bardzo miłą rozmowę z dwudziestoparoletnim Turkiem, który jechał do Berlina. Mogłem dowiedzieć się, jak wygląda obraz sytuacji na Bliskim Wschodzie, sprawa Kurdów i radykalizm islamski oczami mieszkającego tam muzułmanina.

Sobotni styczniowy poranek mogę wyrazić znanym powiedzeniem: "ciemno, zimno i do domu daleko".
Niecałe cztery godziny pozostałe do spotkania wykorzystałem na zwiedzenie starego miasta. Spotkanie odbywało się w klasztorze Zgromadzenia Sióstr Elżbietanek niedaleko katedry, więc większość zabytków miałem w zasięgu kilku kroków. Nie planowałem przenoszenia się w XIX wiek, ale jakoś tak się zdarzyło, że sporo widzianych przeze mnie obrazków pasowało do takich klimatów.

Przed Euro 2012 nie tylko pobudowano stadiony. Zrewitalizowano także dworzec we Wrocławiu, który w pamięci gościł jako piękny, lecz bardzo zapuszczony, jak zresztą większość dworców w PRL-u zabytkowych dworców. Jako ciekawostkę dodam, iż był to chyba jedyny w owym czasie dworzec, na którym sprzedawano piwo. Ciemne, bo ciemne - ale zawsze. Dworzec wygląda niemal tak jak jak w 1904 roku, kiedy oddawany był do użytku, choć jest funkcjonalnie nowocześniejszy. W głównej hali dworca wyeksponowane są zdjęcia przedstawiający go w XIX wieku, na początku XX wieku i w czasach PRL-u, oraz po remoncie.

Dworzec wygląda naprawdę pięknie - to tylko mój aparat nie lubi nocnych zdjęć.

Na początek musiałem zlokalizować klasztor. Nie miałem ze sobą planu miasta, jedynie zerknąłem w czwartek po "wproszeniu się" i potwierdzeniu obecności na internetowy plan. Spoko - co to dla mnie! Na pewno trafię. :-)  Przed klasztorem mimo wczesnej pory i panujących ciemności było sporo ludzi. Z informacji wywieszonych na bramie dowiedziałem się, że są to biedni i bezdomni, czekający na wydawany dla nich gorący posiłek i kanapki. W XIX wieku  też pewnie dokarmiano biedotę - jedynie czasy PRL-u wykreśliły obraz biednych ludzi z obrazu "ludu pracującego miast i wsi". Do dziś pokutuje przeświadczenie, że nie było wtedy bezdomnych i ludzi biednych.

Po spotkaniu, które zakończyło się koło 16.00 zobaczyłem poniższy obrazek.
Pierwsze miejskie latarnie we Wrocławiu zapłonęły w 1847 roku.

To latarnik, w pelerynie i meloniku, zapalający jedną z około 90-ciu latarni gazowych na wrocławskim Ostrowie Tumskim. Dowiedziałem się, że na taki długi kij z zapalniczką za końcu mówi się tu "polityka", jako połączenie słów "pali" i "tyka". U mnie mówiło się na to gasik lub kapturek. Wyglądało to nieco inaczej, bo na długim kiju umieszczony był z jednej strony knot a z drugiej kapturek w kształcie stożka bez podstawy. Służyło to do zapalania i gaszenia świec umieszczonych wysoko na ołtarzu. Przy okazji - podobną politykę widziałem sześć godzin wcześniej w rękach siostry Assumpty - młodej i dziarskiej kobitki, jednej z uczestniczek spotkania. Zapalała i gasiła nią świece na ołtarzu w klasztornej kaplicy przed i po zakończeniu mszy świętej. Tu była jednak nowsza wersja, gdyż zamiast kapturka była jakby obręcz i pompka na dole kija (taka jak w ręcznych ciśnieniomierzach) - nie odcinało się dopływu tlenu, tylko przez pompowanie zdmuchiwało się płomień świecy.

To jednak nie koniec moich XIX-wiecznych spostrzeżeń z tego pięknego miasta. Jako że do odjazdu pociągu miałem jeszcze sporo czasu spacerowałem po nocnym Wrocławiu. W parku przy dawnej fosie miejskiej, gdzie na kawałkach fosy, które jeszcze nie zamarzły grupami pływają kaczki, spacerowałem ładnie oświetlonymi alejkami. Nagle coś przebiegło mi prawie przed nogami. Rzut oka na zamarzniętą fosę pozwolił zauważyć, że w kilku miejscach po lodzie maszerują szczury. Nie zrobiłem zdjęcia ze względu na techniczne ograniczenia aparatu. :-(

Dopiero dziś sprawdziłem w internecie, że w zeszłym roku miasto miało duży problem z plagą tych gryzoni. Jak widać nie udało się go rozwiązać do końca. Z drugiej strony, w XIX wieku te stworzenia też chyba w okolicy biegały...

O tym, że w wagonie (całym), w którym umieściłem się we Wrocławiu, jeszcze podczas postoju pociągu na stacji wysiadło światło i całą drogę aż do Gdańska jechałem w egipskich ciemnościach nie warto chyba wspominać. W końcu to była niezamierzona wycieczka w czasie. :-)

SUPLEMENT:

Nie wiedziałem jak wyjdę dziś z czasem (na komentarze odpiszę późnym wieczorem lub w nocy) więc wrzucę jeszcze kilka zdjęć z Ostrowa Tumskiego i rynku starego miasta.













29 komentarzy:

  1. Chciałabym jechać do Wrocławia, Ostrów Tumski na zdjęciach jest cudowny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest wiele cudnych miejsc i zabytków w Polsce. Ja już wiem, że nie wszystkie z nich zobaczę, zwłaszcza że mam pewną manierę dotyczącą zwiedzania. Zawsze lubię wiedzieć co, gdzie, kiedy i dlaczego, a to zajmuje nieco czasu. ;-) Wykorzystałem możliwość, żeby być przez jeden dzień w tym pięknym mieście - ot co. :-)

      Usuń
    2. Ja jak zwiedzam to się zachwycam, lub nie, a jak coś mnie bardzo zainteresuje to sprawdzam co, gdzie, kiedy i dlaczego :)
      Mało widziałam, bo tak wyszło, zawsze jak miałam zaplanowany wyjazd to coś nie wychodziło. Ale nadrobię, po studiach ;)

      Usuń
    3. Mam nadzieję, że nadrobisz, choć to może złe określenie. Z czasem zmienia się ogląd na wiele praw i te, które kiedyś wydawały się interesujące okazują się niezbyt ważne, te zaś, do których nie przywiązywało się wagi zdają się kryć ciekawe szczegóły.

      Ja zawsze staram się łapać maksimum wrażeń lub zdecydowanie odpuszczam dany temat, miejscowość czy zabytek wiedząc, że kiedyś tam wrócę i "wycisnę go do ostatniej kropelki". :-)

      Usuń
    4. Mam wiele miejsc, które bardzo chcę odwiedzić, jednym z miast jest właśnie Wrocław, kiedyś kierowało mnie coś innego, ale teraz po prostu chcę zobaczyć to miasto, szczególnie po reklamie "Dolny Śląsk, nie do opowiedzenia, do zobaczenia" :)
      Chcę jeszcze dokładnie przyjrzeć się Gdańskowi, byłam tam kilka razy, ale nie za bardzo rozrywkowo i mało co widziałam, bo aż Długi Targ, a to jednak trochę mało. Dobrze znam Warszawę, ale nie tak dobrze jakbym chciała. Jest jeszcze Kraków, Wieliczka, Zakopane. Do którego nomen omen miałam jechać w dniu meczu Polska Rosja, ale autobus "wysiadł" nie było kierowcy ani autobusu zastępczego i nigdzie nie pojechaliśmy.
      A tak poza Polską to Rzym, Londyn, Kair, Luksor, Berlin, Nowy Jork i któryś kraj Skandynawski, chciałabym obejrzeć Zorzę Polarną na własne oczy. :)

      A tak z ciekawości - chyba lubisz historię, co?

      Usuń
    5. Najbardziej to chyba lubię flaki, golonkę i na trzecim miejscu historię. I to nie same daty, jakich wymagają w toku nauki. Jeśli na przykład wiesz, że Łukasiewicz skonstruował lampę naftową we Lwowie w 1853 roku, to łatwo można sobie wyobrazić, kiedy zaczął się bój o ropę, jak wyglądało wieczorne życie w miastach i na wsiach pozbawionych oświetlenia. Nie wrzucam mnóstwa dat, ale czasem warto wiedzieć, że większe miasta nie tonęły w całkowitych ciemnościach dopiero od połowy XIX wieku.

      Masz ogromne plany i tego mogę Ci tylko zazdrościć. Ja mam dużo mniejsze, ale kosztujące nieco wysiłku i skoordynowania wielu spraw. Pociesz się, że wszystko poza Nowym Jorkiem jest na studencką kieszeń. :-)

      Usuń
    6. Jak rodzice dadzą, to będzie ;D Chyba, że uda mi się dorwać jakąś pracę, w co troszeczkę wątpię, ale się zobaczy co życie przyniesie. Ja tych trzech rzeczy nie lubię. Z historii mam czwórkę na świadectwo maturalne, ale prawdę mówiąc nie wiem jak udało mi się na nią zapracować, choć ze średniej jasno wyszła. Z historii interesuje mnie druga wojna światowa, ale nie mam czasu do tego przysiąść, teraz tonę w pomysłach na prace maturalną z polskiego ;D

      Usuń
    7. We wrześniu ubiegłego roku spotkałem w Hiszpanii chłopaka, który wraz z dziewczyną wyszedł z Białej Podlaskiej na pieszo do Hiszpanii dzień po ostatnim egzaminie maturalnym. Nie mieli zbytnio pieniędzy a dali radę. Zresztą studenci nie takie rzeczy potrafią - wiem z doświadczenia.

      Lepiej nie toń w pomysłach, tylko zaproponuj coś, co Cię naprawdę interesuje - zawszeć to lepiej niż opracowywać nudny temat o którym nie ma się zielonego pojęcia. :-)

      Usuń
    8. Nie no, ja temat mam wybrany, dla mnie ciekawy, lecz męczę się z literaturą specjalistyczną, nie mogę znaleźć książek które sobie upatrzyłam, ostatnią deską ratunku jest biblioteka i w niej pokładam swoją nadzieję :)

      Usuń
    9. Jestem z tego pokolenia, gdzie matura działała inaczej i nawet nie wszyscy do niej podchodzili. Na pewno nic się na nią nie przygotowywało. Inną sprawą jest to, że czasem dobrze jest choć wiedzieć gdzie jest biblioteka. ;-)))

      Usuń
    10. Niedługo wraca matura, do której nie przygotowuje się prezentacji, a powtarza cały materiał ;)
      Ja tam nawet mam kartę i czasami korzystam, choć wolę swoje książki, lubię wydawać na nie pieniądze, lubię widzieć je na swoich półkach ;) Ale bibliotek bywa pomocna :)

      Usuń
    11. Sporo czasu na studiach przesiedziałem w bibliotekach. Nieco tylko mniej niż na studenckich imprezach. ;-) Mnie nieco martwi to, że młodzi ludzie uważają, że jak czegoś nie ma w Googlach to to nie istnieje i że wszystko można znaleźć w internecie. Wszystkie prace muszą być pisane metodą Copy'ego - Paste'a (Ctrl+C - Ctrl+V) a wnioski we wszystkich przypadkach muszą być identyczne jak te, które ktoś opisał. Trochę to smutne...

      Przy okazji - spróbuj w Google znaleźć, kto to jest "romero".

      Usuń
    12. Romero? Ja bym powiedziała, że człowiek, który pieszo dotarł do Rzymu, skoro byłeś na spotkaniu romeros? A może źle myślę?

      Nienawidzę metody Copy'ego - Paste'a. Wszystkie swoje prace piszę sama, może jestem "głupia" wśród swoich rówieśników, ale naprawdę, to co się napisze samemu to jest praca, a nie przekopiowane ze ściągi czy innego badziewia. Swój blog traktuję jako taki "zeszyt do wszystkiego", może nie widać na nim żadnego potencjału, czy tego, że naprawdę lubię pisać, ale lubię, nie tylko w sieci. Pisanie to przyjemność, a kopiuj wklej to takie... niedojrzałe.

      Usuń
    13. Dobrze myślisz, tak napisałem w tekście, bo nie każdy musi wiedzieć, a Google nie wyrzuca odpowiedzi na pierwszych stronach. Ze swojej strony mogę Cię zapewnić, że swoich tekstów też nie kopiuję, co można czasem rozpoznać po nieco kpiarskim i nieco moralizatorskim stylu. ;-)))

      Usuń
    14. Wiem, wiem, dla sprawdzenia wpisałam to w google i wyskoczyło mi wiele innych stron, tylko nie to, o czym myślałam.
      Pamiętam kiedyś był szał "dzieci neo" na kopiowanie cudzych postów - ale to było głupie i śmieszne.
      Teraz już się tego nie spotyka. Styl każdy ma swój i ja się tego u nikogo nie czepiam, a jak mi bardzo nie pasuje to nie czytam.
      Kupienie pracy maturalnej też najrozsądniejsze nie jest, a w tych czasach takie popularne.

      Usuń
    15. Warto czasem kopiować dobre pomysły innych pod warunkiem, że się je zrealizuje według własnych przekonań i przemyśleń. Warto też czasem zrobić coś samemu, nawet jeśli na końcu wyjdzie nie tak kolorowe lub zbyt mało błyszczące. :-)

      Usuń
    16. Fajnie jest się na kimś/czymś wzorować, ale podpisanie się pod czyjąś robotą nie leży w mojej naturze :) Warto mieć własne zdanie i je przekazywać, jak matowe i wyblakłe by nie było :)

      Usuń
    17. Nic dodać, nic ująć. :-)

      Usuń
    18. Fajnie, że są ludzie, którzy mają coś w głowie oprócz pustki :)

      Usuń
  2. i te sławne już wrocławskie szczury, póki co, skutecznie mnie odstraszają od sentymentalnej podróży. Szczurom pomogła powódź, która zalała ich domostwa i zmusiła ich do emigracji w inne rejony miasta, ponadto obowiązek odszczurzania spada na właścicieli kamienic, a nie na gminę, a wiadomo, właściciel nie chce ponosić dodatkowych kosztów. I tak szczyry zaczynają być panami ulic, parków, skwerów, piwnic etc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja o tych szczurach dowiedziałem się dopiero po powrocie do Gdańska. Zanotowałem sobie po prostu w pamięci jakiś fakt, nawet próbowałem zrobić fotkę, ale idiotenaparat z trzykrotnym zoomem przy słabym świetle nie dał rady. Może mniej "humanitarne" metody rozprawienia się z tą plagą dałyby lepszy efekt? Przykładowo zajęcia klubu strzeleckiego? :-)

      Usuń
  3. Wrocław zaliczyłem przed kilkoma miesiącami. Wspominam wyjątkowo, choć atrakcji z uwagi na profil pobytu zakosztowałem niewiele. Jakoś tak dobrze czułem się w tym mieście i czuję, że mógłbym tam mieszkać. Typowo polskie miasto.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nieco odmienne wrażenia dotyczące polskości. ;-))) Kilka budynków jak nic przypominało mi te na Politechnice Gdańskiej, którą zresztą otwarto w 1904 roku - tym samym co dworzec we Wrocławiu. :-)

      Też się czuję tam dobrze, może ze względu na architekturę, może ze względu na identyczną lub podobną mieszankę regionalną jak w Gdańsku. :-)

      Usuń
  4. Piękna dokumentacja frapującej wyprawy. Nie znam Wrocławia chociaż wiele o nim słyszę. Przypomniałem sobie szkolne lata w Bydgoszczy po zobaczeniu lamp gazowych i niektórych budowli z czerwonej cegły, która oparła się czasowi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo lubię nie taka znowu starą architekturę, bo powstałą koło sto lat temu. W zasadzie aż do wojny budowało się tak, by dom różnił się od domu sąsiada. Oczywiście jakieś detale architektoniczne, gzymsy czy wykończenia okien, że o rzeźbach nie wspomnę, musiały być ładniejsze i lepiej dopracowane. We Wrocławiu jest sporo zachowanych i odbudowanych zabytków - mnie to miasto bardzo przypomina Gdańsk. :-)

      Usuń
  5. Poruszyłeś moje wspomnienia. Od wielu lat pragnęłam zobaczyć Wrocław.Udało sie, byłam tam latem i zakochałam sie w tym mieście. Ostrów Tumski jest bajkowy i bardzo magiczny. Jesteś szczęściarzem, mi nie udało się spotkać latarnika :-(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałaś lepiej zwiedzając to miasto latem. Zimą ta magia też jest, ale nieco zamarza pod czapką. ;-) Co do latarnika, to rzeczywiście miałem szczęście, bo nawet nie wiedziałem, że ktoś tam ma taką fuchę. Zresztą bardziej mi się to podoba niż hejnały, które swego czasu chciało mieć każde miasteczko. Nie widziałem jeszcze krzykacza miejskiego w Lublinie - może kiedyś? Trochę szkoda naszego gdańskiego pirata Andrzeja. Po jego śmierci zaczęły się dziać jakieś cyrki, kiedy nieudolnie próbuje się go zastąpić. :-)

      Usuń
  6. Oj mój urlop był niesamowity, planowany od wczesnej wiosny. Chciałam zobaczyć Wrocław, Wałbrzych i Legnicę. Wałbrzych po oglądnięciu filmu Sztuczki, Legnicę - po oglądnięciu Małej Moskwy. Czasami tak mam, obraz z filmu tak na mnie zadziała, że późnej chcę poczuć klimat tego miejsca. Trwał tylko 6 dni a zobaczyłam wiele pięknych miast i miasteczek :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oglądałem oba te filmy i - co ciekawe - oba mi się podobały. Często mam takie motywacje, żeby coś zobaczyć lub chociaż dowiedzieć się więcej o danym miejscu i jego historii. Myślę, że to nie żadna oznaka choroby, tylko zdrowy odruch. ;-)))

      Usuń