wtorek, 8 stycznia 2013

38. Sur le pont d'Avignon

Miałem napisać notkę na zupełnie inny temat, ale ktoś mnie ubiegł. Popełnił był swoje wyznanie w sposób zgodny z moim postrzeganiem stanu rzeczy. Mogę się pod tym jedynie podpisać obiema  ręcami  ręcyma rękami. Mogę tylko zachęcić do przeczytania krótkiej notki tutaj. Zachęcam bo warto!

Przeglądając blogi z Waszych linków trafiłem na blog, na którym znalazłem interesujące zdjęcie. Nie chcąc go podprowadzać, podsowiecać czy ordynarnie kraść, coby Wam pokazać, co mnie zainteresowało znalazłem podobne w sieci.

zdjęcie ze strony: www.szalencowie.pl

Nie było trudno by znaleźć korzystając z wyszukiwarki, że jest to most w Awinion. Hmm... Przecież ja już o tym moście słyszałem niejednokrotnie, a teraz zobaczyłem wreszcie jak wygląda. Awinion kojarzył mi się zawsze z niewolą awiniońską papieży (1309-1377) oraz mostem, na którym to "tańczą panowie, tańczą panie".

Piosenki do wiersza Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, wykonywanej przez Ewę Demarczyk nasłuchałem się do oporu dzięki małżonce, która była i jest wielką jej fanką. Jako że w prezencie ślubnym dostaliśmy dwukasetowy radiomagnetofon marki Sony, który notabene działa do dziś, jedną jego kieszeń "okupowała" Demarczyk, drugą Dire Straits. Dostaliśmy dzięki moim przyjaciołom wiele mało "weselnych" prezentów, jak na przykład fotel bujany, zajmujący pół pokoju w hotelu asystenckim, tudzież ogromną afrykańską maskę. Ale nie o tym...

Znalazłem pierwotną wersję piosenki, będącą inspiracją dla Baczyńskiego. Mnie się bardzo podoba.



I jeszcze wersja w wykonaniu Ewy Demarczyk



Sam most w Awinion który powstał w XII wieku, został zniszczony tak dawno temu, że powstały legendy krążące wokół przeprawy kończącej się na środku rzeki. To kolejny punkcik do kolekcji moich marzeń związanych z odwiedzeniem miejsc. Łatwy do realizacji, bo Prowansja nie jest tak daleko i zobaczenie na własne oczy pięknego miasta leży w zasięgu możliwości.

24 komentarze:

  1. Klik dobry:)

    Z Awinionu pochodzi moja ulubiona piosenkarka Mireille Mathieu.

    Polecaną notkę przeczytałam. Faktycznie warto było.

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoś tak się złożyło, że z francuskojęzycznych piosenkarek dość długo "męczyłem" Nanę Mouskouri, która jest Greczynką, co w niczym mi nigdy nie przeszkadzało. ;-)

      Mirelle Mathieu też singerką światowej klasy jest! Warto było wspomnieć o Awinionie, żeby dowiedzieć się czegoś ciekawego. Dzięki serdeczne!

      Nieczęsto polecam czyjeś notki - ale tym razem facet ma rację. :-)

      Usuń
    2. Ma rację i to jeszcze jaką! W zasadzie rozmawiamy o tym w towarzystwie i czasem w komentarzach na blogach. On to bardzo ładnie wyartykułował.

      Usuń
    3. Rzeczywiście trudno oddzielić medialną papkę i przebić się przez słitaśne niusy - same pierdoły, które chcesz, czy nie chcesz zaśmiecają pamięć. Przerobiłem to na sobie. Wiem, kto to jest Brook i że spała ze wszystkimi facetami obecnymi na jej ślubie, może oprócz księdza (?) choć nie oglądałem ani jednego odcinka "Mody na sukces", wiem, że młoda Kwaśniewska wzięła ślub a młody Wałęsa rozbił się motocyklem. Mama Madzi śni mi się w nocnych koszmarach na spółkę z Hanką Mostowiak, a na wszystkie spotkane koty wołam Alik.

      A do cholery wcale nie szukałem takich informacji i nic mnie to nie obchodzi - media wcisnęły mi to do głowy. Jak znalazłem ciekawy artykuł o gen. Własowie, czy Gryfie Pomorskim, to musiałem go zaznaczać i kopiować, bo takie rzeczy to rzadkość.

      Usuń
    4. Na szczęście są sposoby, by nie dać sobie wciskać wszystkiego, jak leci. Także dziećmi można pokierować, jeśli taką wolę mają rodzice i dają coś więcej, niż tylko komputer i pilot telewizyjny.

      Co to jest "słitaśne"? Pierwszy raz spotykam się z takim słowem.

      Usuń
    5. To jest część młodzieżowego slangu używanego przez 12-13-letnie dziewczątka (wiem po bratanicy) zaczęło się od "wrzucania słit foci na fejsa" - to słit jest fonetycznym zapisem angielskiego sweet=słodki. Słitaśne kotki czy pieski to norma w podstawówkach i gimnazjach. :-)

      Można selekcjonować informacje, trudno tylko znaleźć czasem odpowiednią pozycję w chłamie. Nie mając kablówki można wybierać tylko między "misyjnymi" tańcami i śpiewaniami, ewentualnie zapchnąć się jakimś serialem.

      Usuń
    6. Ale jestem zacofana, hi, hi... Już nie będę pytać, co to fejs, bo w nieskończoność będziesz mi tłumaczyć...
      Ja mam wnuczkę w gimnazjum, ale nie słyszałam od niej takich słów. Może to wiec nie jest ogólnopolskie, tylko jakiś regionalny slang?

      Usuń
    7. Od razu widać, że nie masz profilu na fejsie. ;-))) Ja zresztą też nie mam, i jakoś daję sobie radę. Fejs jest ogólnopolski a słitaśne - nie wiem, ale chyba też. :-)

      Usuń
  2. Przeczytałam polecony przez Ciebie artykuł i uzupełnienie autora.
    Trafne i przerażające.
    A Mostu w Awinionie nie widziałam dotychczas, też tylko znałam tę piosenkę.
    Wracając do artykułu, z którym się zgadzasz: cóż, wiedzy jest tyle, że czasem mózg sam się broni przed jej nadmiarem.
    Nie oceniałabym tego aż tak tragicznie, raczej wyciągnęłam wnioski dla siebie, że trzeba zachować czujność i samemu szukać informacji, jeśli nie chce się pozostać na poziomie intelektualnego warzywa :)
    pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  3. Internet daje dużo możliwości w dostępie do informacji. Jedynym problemem jest to, że czasami nie wiadomo czego szukać. Ja poszukuję dodatkowych informacji, kiedy temat mnie zaciekawi. Tylko żeby trafić na jakiś ciekawy temat na portalach informacyjnych, trzeba przejrzeć kupę "śmieci". Nie wiem jak u kogo, ale u mnie mózg w kwestii zapamiętywania informacji nie chce się mnie słuchać. :-(

    Skubany pamięta mnóstwo niepotrzebnych rzeczy i w odróżnieniu od katalogu TEMP nie daje się tak łatwo opróżnić. Nawet resetowanie alkoholem nie pomaga (innych środków nie próbowałem i nie zamierzam). ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Most piękny, piosenka o nim w wykonaniu Ewy Demarczyk wspaniała. Pojedż koniecznie do Prowansji a potem nam to opisz na blogu.
    Dzięki, ze u mnie bywasz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stokrotko! Jest szansa, że w Prowansji będę jeszcze w tym roku. Z pewnością opiszę, choć na razie opisuję na drugim blogu swoją wyprawę do Rzymu z 2011 roku (odnośnik u góry)i sporo klepania przede mną, choć staram się jak mogę uzupełniać opisy codziennie. A w zanadrzu mam jeszcze zeszłoroczne camino z Barcelony do Finisterry. :-)

      Piosenkę Demarczyk już znałem - mnie się podobała ta druga. :-)

      Usuń
    2. Zajrzałam. Widzę, że będę miała co czytac.
      Ja z kolei zapraszam Cię do wybrania na moim blogu po lewej stronie w rubryczce napisu "Stokrotka na pisarze.pl". To też jestem ja, tylko z ambitniejszymi tekstami - na razie jest ich 8/
      Pozdrawiam.

      Usuń
    3. Ja już tam byłem i czytałem! I to jakiś czas temu. Sprawdzę, czy jest coś nowego w wolnej chwili. :-)

      Usuń
  5. Piosenka Ewy Demarczyk jest po prostu cudna, słuchałam jej wiele razy a wciąż mi się podoba.

    Zalinkowany tekst czytałam, przerażająco prawdziwy. Przeraźliwie wręcz.

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem z czego taka sytuacja wynika ale podejrzewam, że dziennikarstwo teraz to jedynie celowanie z informacją w grupy odbiorców. Kiedyś był sezon ogórkowy, kiedy pisało się o potworze z Loch Ness, UFO czy kozie z dwoma głowami, bo był sezon wakacyjny i nikogo poważne sprawy nie interesowały, więc można było publikować wcześniej przygotowane materiały.

      Tak jak święta zaczynają się dzień po Zaduszkach, tak i sezon ogórkowy rozciągnął się na cały rok, bo ludziom podobają się głupoty nie zmuszające do myślenia, a dziennikarzyny mają mniej roboty. :-)

      Usuń
    2. A może to działalność jakichś kosmitów. Najpierw ogłupić, a potem zawładnąć Ziemią, bo głupimi łatwiej sterować? ;)

      Usuń
    3. Podejrzewam, że na wszystko rozlewa się jakaś taka bylejakość. Teksty w internetowych wydaniach gazet piszą chyba gimnazjaliści za grosze. Tak jak z szewcami - byle głąb szewcem nie może zostać, bo wygodnych butów nie sprawi. Tych z fabryki nie opłaca się naprawiać, bo to jednorazówki. Stąd i zawód zanika. :-)

      Usuń
  6. Trochę racji jest w tym, że głupkami łatwiej manipulować, ale jednak na nierzetelność artykułów w sieci patrzę nieco inaczej. Dziennikarze są nieopłacalni. Dziś teksty piszą super doświadczeni copywriterzy studenci i licealiści, którzy albo skrobną coś metodą "kopiuj-wklej", albo przetłumaczą nieudolnie z angielskiego plotkarskiego portalu. I bedzie nius. Sama zajmuję się copywritingiem i nieraz widziałam, jak fajna oferta była prawie że rozdrapana przez osoby, które zaniżały stawki, byle tylko wygrać. Nie miałam szans się dopchać ze swoimi cenami, a nie chciałam też licytować w dół w nieskończoność.

    I stąd mamy na portalach osoby na umowie o dzieło, piszące za 3zł/1000 znaków ze spacją, na ilość, nie na jakość. Chyba mam sporo szczęścia, że udało mi się znaleźć zleceniodawców, którzy dobrze płacą, bo wiem, że na moje miejsce jest en tych, co za 1/4 tego będą płodzić teksty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz zdecydowanie rację Kendżi co do przykładania się części autorów do rzetelności informacji, że o języku (ze zgrzytem zębami) nie wspomnę... Znalazłem ostatnio na stronie głównej GW artykuł o Westerplatte, gdzie autor podaje cytując kogoś, że major Sucharski miał konflikt z PUŁKOWNIKIEM Dąbrowskim, który był jego podwładnym.
      Uważam, że praca powinna być wykonana rzetelnie, bez względu na wysokość wynagrodzenia, na które w końcu ktoś się zgodził.

      Nawet jeśli to dosłowny cytat i błąd popełnił ktoś inny, to należy dodać dopisek, bo inaczej będą dalej rosnąć pokolenia przygłupów.
      Z przyjemnością czyta się osoby piszące po polsku na dowolny temat, choć w sieci to rzadkość. :-)

      Usuń
    2. Chyba będą rosły dalej, niestety... Też myślę, że swoją pracę powinno się wykonywać rzetelnie, ale często osoby zgłaszające się do pisania łapią dużo zleceń naraz i tłuką je masowo, na ilość. Nie starcza im czasu (i może ochoty, nie wiem jak z kompetencjami), żeby tekst był dopracowany. Zarabiają głównie dzięki szybkiemu tempu pracy, a że wychodzi różnie... :)))

      Powiem Ci, że ostatnio zastanawiam się czy na Onecie nie walą specjalnie błędów rzeczowych w, hm, artykułach, żeby ludzie się burzyli. Bo dzięki temu wchodzą, komentują, nabijają statystyki i liczbę wyświetlanych reklam :)))

      Usuń
    3. Nie wydaje mi się, żeby ci, którzy nabijają statystyki (a przynajmniej większa ich część) zauważała te błędy.

      Od pewnego czasu Onet ma jednego klikacza mniej. Zaglądam tam ze dwa razy w miesiącu, kiedy muszę ustosunkować się do jakiegoś artykułu podanego w odnośniku.

      Właśnie miałem zamiar spłodzić notkę o komentatorach, choć pewnie większości mój punkt widzenia się nie spodoba.

      Usuń
  7. Przeciekawy jest twój blog, musze na spokojnie przejrzeć wszystko... tymczasem pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otwarte 24 godziny na dobę. Zapraszam i serdecznie pozdrawiam :-)

      Usuń